W ostatnich latach Bieszczady stały się popularnym kierunkiem turystycznym. Przyciągają w swoje rejony urokliwymi pejzażami, połoninami i zabytkowymi cerkwiami. Nie wszyscy jednak wiedzą, że rejon ten ma tragiczną historię. Dzisiejsze “dzikie” Bieszczady przed II wojną światową były przeludnione. Zamieszkiwał je tygiel kulturowy, choć dominującą grupą etniczną byli Bojkowie – górale ukraińscy o mieszanym rusińsko-wołoskim pochodzeniu. Po wojnie rejony te były niespokojne. Po naszej wschodniej granicy (ukraińskiej) grasowały bandy UPA, napadając na wsie znajdujące się po polskiej stronie. Ludowe Wojsko Polskie nie zostawało im dłużne – brutalnie pacyfikując kolaborantów i paląc całe wsie.

Ostatecznie zdecydowano się siłą rozstrzygnąć lokalne konflikty. Akcja o kryptonimie „Wisła” doprowadziła do wysiedlenia z Bieszczad Ukraińców i wypaleniu dziesiątek wsi. Przez lata rejon ten był niemalże bezludny. Stał się mekką dla różnej maści odludków, artystów i innych osób, które chciały zniknąć z oczu władzy ludowej. Dziś jadąc w Bieszczady można zwiedzić pozostałości po nieistniejących już wsiach. Fundamenty murów wystających z pól, dziko rosnące gaje jabłonek i zapomniane przez czas nagrobki w polach. Jeśli macie ochotę, zapraszam na mojego starego bloga – szlakiemzaparatem.blogspot.com, gdzie opisałem kilka takich wsi. Swojego czasu regularnie odwiedzałem te rejony.

Ten przydługi wstęp może nie był konieczny, ale pozwala nieco lepiej zorientować się w sytuacji. Bo 10 zeszyt „Wydziału 7” o tytule „Wilki” przenosi nas właśnie do lat 60-tych XX wieku na teren dzisiejszych Bieszczadów. Gdzie pamięć po krzywdach wyrządzonych sobie nawzajem przez sąsiadów wciąż jest świeża. Ale nie tylko takie demony przeszłości nawiedzają okoliczną ludność. Nietrudno się domyślić wnioskując z tytułu kolejnego zeszytu, że problemem są też wilki. A konkretnie likantropy, czyli wilkołaki.

Przypomnę pokrótce, w jakim momencie historii Wydziału 7 się znajdujemy. Mówiąc krótko: Wydział 7 jest zawieszony. Filip Dobrowolski mieszka w Warszawie, ale nawiedzany jest przez koszmary z czasów II Wojny Światowej. Z Bieszczad właśnie. To tam po raz pierwszy spotkał się z wilkołakami. Szymon Wilk po wypadku na drodze E81 („Pościg na E81”) przebywa w „wariatkowie” o czym opowiada zeszyt „Azyl”. Nie jest w zbyt dobrej formie psychicznej. Dominikanin Jakub Lange jest w klasztorze. Dobrowolski postanawia reaktywować grupę (w skład której wchodzi jeszcze Bogumiła Fiszer) i zbadać sprawę wilkołaków w Bieszczadach. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie ponownie pojawiły się doniesienia o atakach na wsie – znikającej trzodzie i poranionych zwierzętach. Jak się jednak okaże, to nie tylko wilkołaki są problemem dzielącym tamtejszą społeczność.

„Wilki” to kolejny udany zeszyt serii „Wydział 7”. Co więcej, mogę powiedzieć, że w mojej ocenie opowiada jedną z najciekawszych historii PRL-owskiego Archiwum X. Opowieść wymyślili ponownie Tomasz Kontny i Marek Turek. Tym razem ilustratorów było dwóch – Krzysztof Budziejewski (rysował już „Wydział 7”) i Antonio Marinetti – Włoch, który współtworzył m.in. serię „Julia”. Rysunki są prima sort, choć styl obu ilustratorów nieco się od siebie różni. Pierwsza połowa zeszytu jest nieco bardziej „sterylna”, gdy w drugiej dominuje nieco więcej „bazgraniny” (ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Jest klimat, jest mrok, jest moc!

Mocno kibicuję ekipie tworzącej „Wydział 7”. Dla mnie jest to jedna z najlepszych współczesnych serii komiksowych w Polsce. Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny zeszyt. Mam wrażenie, że za X lat „Wydział 7” będzie równie kultową polską zeszytówką co „Klossy” czy „Żbiki”. Warto kupić, warto zbierać. Zwłaszcza, że kosztuje grosze – cena okładkowa to raptem 15 zł, ale można kupić jeszcze taniej...