W „Kąciku retro” skupiłem się ostatnio na komiksach ze stajni DC, więc czas na małą odskocznię. Tym razem wziąłem na tapet (nie mylić z tapetą ;) komiks „Marine – Czarna wieża”. Był to jeden z komiksów, w których zaczytywałem się za dzieciaka. Został wydany w 1990 roku przez wydawnictwo Pegasus. Pegasus wydał dwa pierwsze tomy serii liczącej ich w oryginale dziewięć. 

Marine – Czarna wieża

Autorami serii są François Corteggiani (scenariusz) i Pierre Tranchand (rysunki). W oryginale komiks nosił tytuł „Marine fille de pirate” i ukazywał się w latach 1982-1992. Najpierw w czasopiśmie Pif Gadget, a później był wydawany przez Hachette i Le Lombard. W Polsce ukazały się dwa pierwsze tomy - „Czarna wieża” i „Królowa piratów”. Jest to komiks o zabarwieniu humorystycznym, kierowany przede wszystkim do młodszego odbiorcy.

Główną bohaterką jest Marinella, dziesięcioletnia dziewczynka obdarzona supermocą. Mianowicie jest brzuchomówczynią. Jej talent ratuje ją z niejednej opresji. Oczywiście wykorzystuje go w zabawny sposób, czyniąc przy tym niemało zamieszania. W tej krótkiej recenzji pozwolę sobie na odrobinę spojlerów, które może nie mają wpływu na przebieg wydarzeń, ale odkrywają tajemnicę bohaterki. Bo początkowo nie bardzo wiemy, kto jest kim i dlaczego podążą za Marine. Jeśli więc nie czytaliście komiksu, a macie to w planach, przeskoczcie do innego tekstu. 

Mogę Wam polecić inne, opisane przeze mnie komiksy Pegasusa. Na przykład:

Ok, wracamy do meritum. Marinella wychowuje u boku oberżysty Grubka we francuskim porcie Saint Balo. Mamy wiek XVIII, epokę piratów i wojen morskich. Marine to mała rozrabiaka, która wspólnie z kompanem czas wolny spędza na psotach w miasteczku portowym. Na co dzień stara się unikać portowego nadzorcy, któremu z konieczności płata różne psikusy. Nie wie jednak, że śledzi ją tajemniczy człowiek o pseudonimie Pająk. Ale nie on jedyny. W ślad za Marine podąża dobrotliwy (choć mający nielichą krzepę) Tafia. Obaj chcą odnaleźć dziewczynkę, lecz kierują się różnymi pobudkami.

Dlaczego? Otóż Marine to córka znanego pirata – Kajmana. Człowieka, który trząsł morzami, a lękali się go nawet inni korsarze. Oczywiście dziewczynka o tym nie wie. Kajman przekazał córce skarb, który ukrył w czarnej wieży. Ona jedyna ma medalion, który wskazuje drogę do skrytki. O ile Pająk chce dostać się do zgromadzonego złota, to Tafia – będący przyjacielem Kajmana – ma czyste intencje. Chce pomóc dziewczynce odnaleźć spuściznę po ojcu. A co to za skarb? Dowiecie się z lektury komiksu. Na pewno finał będzie zaskakujący i wywoła uśmiech na waszych buźkach.

Jak wspomniałem „Marine”, to komiks humorystyczny. Taki jak Asteriks czy Lucky Luke. I podobnie jak oba ze wspomnianych tytułów osadzony jest w konkretnych realiach historycznych. Gag goni tu gag, humor bije z każdej strony. Przemoc jest umowna, choć nie brakuje tu akcji czy bijatyk. Komiks kierowany jest zdecydowanie do młodszego odbiorcy. 

Nie będę ukrywał, że ja bawiłem się świetnie po raz kolejny odświeżając sobie przygody młodej piratki. Nie będę też obiektywny – był to jeden z komiksów, które darzę szczególnym sentymentem. Ubolewam, że nie wyszły kolejne tomiki serii. Ale cóż, Pegasus napoczął kilka świetnych komiksów i skończył na dwóch pierwszych tomach. Może to czas, by ktoś odświeżył przygody małej piratki i wydał je zbiorczo w ładnej oprawie? Brałbym!