Jest dla mnie coś fascynującego w opowieściach postapo. Być może jest to ta nieprzewidywalność ludzkich zachowań w obliczu ekstremalnych sytuacji? Często zdarza się tak, że ci, którym los przypiął łatkę poukładanych i potulnych wyrastają na bohaterów, a postaci o zgoła innym usposobieniu szybko kończą swój żywot w dramatycznych okolicznościach. A może jest to motyw drogi i nowych przygód/niebezpieczeństw czekających za zakrętem? W każdym razie, chłonę tego typu opowieści jak gąbka. 

Łasuch tom 2

Świetnym przykładem jest moim zdaniem seria „The Walking Dead”, której jestem wielkim fanem. Choć przyznaję, że przy ostatnich sezonach zacząłem powoli wymiękać - fabuła zaczęła się rozmydlać. Komiksowym odkryciem postapo jest dla mnie natomiast „Łasuch” Jeffa Lemire. Choć pozycja ukazała się już kilka lat temu, to dopiero teraz mam okazję się z nią zapoznać. O pierwszym tomie pisałem tutaj. Teraz jestem świeżo po lekturze drugiej części i mogę podzielić się wrażeniami.

Przypomnijmy krótko, o co chodzi. Na świecie wybucha epidemia, w wyniku której część ludzkiego gatunku wymiera. W pozostałej części górę biorą najdziksze instynkty. Zawiązują się koalicje i różne frakcje, a głównym argumentem jest siła i przemoc. W momencie wybuchu epidemii na świecie zaczynają się rodzić dzieci posiadające cechy zwierząt. Na przykład tytułowy „Łasuch”, chłopiec o imieniu Gus, ma na głowie poroże jelonka i zwierzęce uszy. Wychowany przez ojca w leśnej ostoi nie zna przemocy i innych ludzi. Jednak ojciec umiera i przychodzi czas na konfrontację z rzeczywistością. Na drodze Gusa staje osiłek o nazwisku Jepperd, z którym chłopiec wyrusza w podróż. W pierwszym tomie dowiadujemy się, że Jepperd kryje wiele tajemnic, a jego intencje nie do końca są szczere.

Nie chcę Wam zdradzać fabuły drugiego tomu. Ta zawiera sporo cliffhangerów i w mojej ocenie wypada nawet lepiej niż jedynka. Napiszę jedynie, że w drugim tomie Gus i Jepperd ponownie ruszają we wspólną drogę. Chłopiec wydostaje się z tarapatów i wraz z opiekunem i kilkoma towarzyszami rusza w podróż na Alaskę. Wśród kompanów podróży są inne „hybrydy”, czyli dzieci o cechach zwierząt. Alaska jest celem, bo tam rzekomo może kryć się rozwiązanie zagadki – skąd wzięły się hybrydy i apokalipsa. Podróż jest długa i niebezpieczna. Bohaterowie na swojej drodze spotykają przeciwników i osoby, które chcą im pomóc. Czytelnik nie wie, co czeka za rogiem, a w zasadzie na kolejnej stronie. Komiks się dosłownie pochłania. 

W drugim tomie obserwujemy przemianę bohaterów, a zwłaszcza trójki podróżników. Łasuch powoli twardnieje i nabiera cech młodego lidera. Jepperd przeżywa osobistą tragedię i dręczony jest wyrzutami sumienia. Trzecią postacią jest tajemniczy doktor Singh, który zza sprawą pamiętników ojca Gusa zmienia się z „rzeźnika” w niemalże wyznawcę Łasucha.

Od strony graficznej jest przyzwoicie. Komiks zilustrował scenarzysta. Jego rysunki są specyficzne – mogą się podobać, albo nie. Mi akurat przypadły go gustu. Nie są przekombinowane i cechują się raczej prostotą. Trochę surowe, momentami schematyczne, ale trzymają przysłowiowy „pion i poziom”. Mamy do czynienia nawet z pewnymi eksperymentami – rozdział w centrum handlowym został narysowany w poziomie (jak stare „Tytusy”).

Nie znam jeszcze finału historii. Tom trzeci właśnie przyszedł i leży zapakowany w kartonie na kupce wstydu. Za kilka dni podzielę się z Wami wrażeniami na jego temat. W tzw. „międzyczasie” oglądam „Łasucha” na Netfliksie. Komiks doczekał się swojej ekranizacji. Jest trochę inaczej, bardziej cukierkowo, ale ma swój klimat. Być może napiszę kilka zdań na temat serialu.