- Chciałbym sfotografować konia w galopie. Jednego z moich, oczywiście.
- To niemożliwe.
- Mmm... Kiedy zacząłem łączyć kontynent koleją, powiedziano mi to samo.
- Technika fotograficzna nie osiągnęła tej doskonałości, żeby można było sfotografować konia w galopie. Nie udaje się nam nawet uchwycić ruchu fali bez efektu rozmycia! A co dopiero konia w galopie… Nie wyobraża Pan sobie...
- No właśnie, bardzo dobrze sobie wyobrażam.

Często potrzeba (nawet niby całkowicie absurdalna) jest matką wynalazków i przełomów w nauce. Gdyby nie to, że amerykański potentat przemysłowy, Leland Stanford, wymyślił sobie, że udowodni całemu światu, że galopujący koń w pewnym momencie „frunie” i gdyby nie natchnął swoim pomysłem fotografa  Eadwearda Muybridge'a, zapewne rozwój kinematografii utknąłby na wiele długich lat w martwym punkcie.

Wydawnictwo Kultura Gniewu w swoim październikowym rzucie premier zaserwowało nam kolejny tytuł od świetnego kanadyjskiego artysty Guy’a Delisle’a - „W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge'a”. To nic innego jak biografia pioniera foto- i kinematografii, dosyć ekscentrycznego Brytyjczyka, który karierę zrobił po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej w drugiej połowie XIX wieku i odpowiedzialny był za początki i rozwój technologii zwanej później „motion picture”, dzięki której po latach ludzkość mogła nie tylko poznać charakterystyczne cechy ruchu ludzi i zwierząt, ale i tłumami mogli zacząć oglądać ruchome obrazy a później pierwotne filmy.

Komiks został wydany w miękkiej okładce ze skrzydełkami, w formacie 185x250 mm. Zawiera 208 stron w kolorze. Autorem scenariusza i rysunków jest  Guy Delisle, natomiast w nakładaniu kolorów pomagał mu dodatkowo Enki Dupaquier.



„W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge'a” to typowy komiks biograficzny. W 1855 roku poznajemy młodego, 25-letniego  Eadwearda, który na statku opuszcza swoją rodzinną Anglię, by poszukać szczęścia w USA. Początkowo młody Brytyjczyk pracuje jako księgarz w Nowym Jorku, ale pod wpływem potrzeby zmiany życia wyjeżdża do Kalifornii, gdzie porzuca pracę z książkami i zatrudnia się w zakładzie fotograficznym swojego przyjaciela Silasa Sellecka, łąpiąc tam fotograficznego bakcyla.

Po początkowych niepowodzeniach, zrezygnowany Eadward postanawia wyjechać z San Francisco. Podczas podróży dyliżansem ulega ciężkiemu wypadkowi, na skutek którego całkowicie osiwiał i zaczął mieć problemy z widzeniem, a jego charakter staje się porywczy. Rekonwalescencję przechodzi w rodzimej Anglii. Rozpoczyna podróże po Francji, gdzie zaczyna coraz bardziej się interesować fotografią. Za pieniądze uzyskane z odszkodowania wraca do San Francisco i kupuje niezbędny sprzęt fotograficzny. W krótkim czasie, dzięki swoim fantastycznym fotografiom, staje się rozchwytywanym artystą fotografem. W międzyczasie żeni się z Florą Downs, która niestety przyprawia Eadwardowi rogi, podczas jego licznych fotograficznych wypraw.

W pewnym momencie drogi Muybridge’a krzyżują się z potentatem przemysłowym Lelandem Stanfordem, który zachwycony Brytyjczykiem zleca mu wykonanie sesji fotograficznej wnętrza swojej willi. Podczas jednej z rozmów Stanford rzuca pomysł niemożliwego do wykonania zdjęcia konia w galopie. Chce udowodnić światu, że konie podczas biegu w pewnym momencie „fruną”. Za tą ideą stoi też plan, by konie ze stajni Stanforda były najlepszymi ogierami w kraju podczas wyścigów.

Mimo ograniczeń technologicznych Muybridge podejmuje się wykonania szalonej misji. W międzyczasie rodzi mu się syn, a on sam dowiaduje się o zdradzie żony. Wpada na pomysł, by samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość jej kochankowi. Odnajduje go i z zimną krwią śmiertelnie strzela do niego. Zostaje aresztowany i czeka go proces, w którym czeka go być może nawet kara śmierci. Wykonanie misji dla Stanforda oddala się całkowicie...

Co będzie dalej? Resztę historii poznacie po przeczytaniu niniejszego komiksu. A naprawdę warto, ponieważ jest to dość pouczający kawałek historii foto- i kinematografii.



Guy Delisle w opisywanym komiksie jest świetnym narratorem, nie tylko operując słowami, ale przede wszystkim dzięki wspaniałemu rozrysowaniu historii na kadrach i planszach. Czytając „W ułamku sekundy…” mamy do czynienia z żywym opowiadaniem. Nie tylko poznajemy biografię  Muybridge’a, ale i jesteśmy świadkami rozwoju technologii w XIX-wiecznej fotografii, która jednocześnie staje się podwaliną kinematografii. Wiodące do tej pory malarstwo zaczyna nieuchronnie tracić swoją pozycję.

Autor całość historii opowiada ze znanym sobie pierwiastkiem humoru, dzięki czemu komiks nie jest pompatyczny. Jest łatwy w odbiorze i czyta się go z czystą przyjemnością. Dodatkowo obecność historycznych faktów i osób uświadcza nas w przekonaniu, że komiks nie tylko bawi, ale i uczy. Delisle obdarza nas znakomitą gawędą. Wchodzimy w jej centrum, stajemy się jej uczestnikami.



Graficznie mamy do czynienia z tradycyjną kreską Delisle’a. Niewyszukana, uproszczona ale szukająca gdzieniegdzie szczegółów, z lekko karykaturalnym posmakiem. Przykuwa uwagę, momentami wywołując nie tylko uśmiech, ale i pozostałe emocje  na twarzy.

Kolorystycznie obcujemy głównie z monochromatycznymi kadrami. Gdzieniegdzie pojawiają się wybiórcze kolory. Całość jest bardzo przyjemna dla oka. W komiksie zostały też użyte prawdziwe fotografie  Muybridge’a oraz innych fotografów, co jest bardzo ciekawym i świetnym posunięciem. Stykamy się z fragmentami historycznej przeszłości. Utwierdzamy się w przekonaniu, że jesteśmy świadkami całości od środka.




Osobiście do tej pory słabo znałem historię tak ważnej dla foto- i kinematografii postaci  Eadwarda Muybridge’a. Myślę że znaczna część czytelników również ma niewielką wiedzę o tym pionierze fotografii. Przeczytanie tego komiksu dzięki Delisle’owi na pewno skłoni niejednego z Was do sięgnięcia po więcej informacji na temat Brytyjczyka oraz rozwoju sztuki foto- i kinematografii.

„W ułamku sekundy. Burzliwe życie Eadwearda Muybridge'a” to doskonały komiks, który polecam wszystkim miłośnikom nie tylko historii ale i miłośnikom wszelkich form foto- i kinematograficznych. Z równie niesamowitymi postaciami drugorzędnymi i bogactwem naukowym w tle, ten komiks jest czymś więcej niż tylko ciągiem kadrów. Można go uznać za ciekawe narzędzie pedagogiczne,  pouczająco wprowadza nas także w zakres metod fotograficznych.

Świetna pozycja od Kultury Gniewu! Brać i czytać :)

Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Kultura Gniewu. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.