Depresja i wypalenie zawodowe to bardzo mocne i ciężkie tematy. Częstokroć obie z tych przypadłości łączą się ze sobą. A co jeśli ich nosicielem staje się bardzo znany artysta komiksowy, a stworzenie komiksu o sobie staje się rozliczeniem oraz panaceum na ukryte zło obu schorzeń? Przed Wami jazda bez trzymanki.
Jakiś czas temu wydawnictwo Mandioca wydała premierowo na naszym rynku komiks pt. „Terapia grupowa”. Autorem scenariusza oraz rysunków jest pochodzący z Francji Manu Larcenet.
Komiks został wydany w powiększonym formacie, w twardej okładce, zawiera 168 stron w kolorze. Jest to wydanie zbiorcze 3 oryginalnych tomów.
Mandioca chyba sprzysięgła się z diabłem pozyskując licencję na wydanie komiksów tego autora w Polsce (tak, wiem, „Donżona” i „Codzienną walkę” mamy już od innych wydawców). Po przeczytaniu świetnych „Raportu Brodecka” i „Drogi” („Blasta” niestety jeszcze nie miałem okazji poznać) sięgnąłem po coś, co bardzo mocno przyciągnęło mnie swoją tematyką.
O czym jest „Terapia grupowa”? W skrócie o walce z depresją i próbą przełamania siebie i odnalezienia natchnienia po wypaleniu zawodowym. Jak widać tworzenie komiksów, to wcale nie jest taki łatwy kawałek chleba, nawet dla autora, który jest bardzo poczytny i jest „gwiazdą” w świecie komiksu. Larcenet jednak nie przyjmuje znanej nam drogi katharsis poprzez ból i cierpienie pokazane w mroku, z którego wylewa się smutek hektolitrami. Jego odnowienie zostaje przedstawione na kartach powyższego komiksu często w sytuacjach nasyconych humorem i ironią.
„Terapia grupowa" to w zasadzie wiele mniejszych historii opowiadających różne sytuacje, połączone ze sobą obecnością głównego bohatera, który jest komiksowym alter ego Larceneta. Ich różnorodność momentami wprowadza czytelnika w niezły chaos, ale przy uważnym czytaniu historii udaje się nad tym wszystkim zapanować. Mamy więc i wyimaginowane wywiady we francuskich mediach; podróże w czasie, by poznać naskalne dzieła pierwotnych ludzi; codzienne sytuacje życiowe komiksiarza, ukazane często na tle rodziny; wizytę w szpitalu psychiatrycznym; spotkania ze znanymi twórcami kultury, sztuki i filozofii; walkę i próby przełamania twórczej niemocy na podstawie tworzonych opowieści czy podróże do Tybetu. A wszystko po to, by przepędzić swoje wewnętrzne demony i pozbyć się syndromu „pustej kartki”.
Jeśli chodzi o warstwę scenariusza „Terapii grupowej”, jak już wcześniej wspomniałem, mamy tu lekki chaos. Struktura ukazanych mini opowieści częstokroć niekoniecznie się ze sobą zazębia. Rzekłbym nawet, że jest to swoisty misz-masz. Autor idzie drogą przed siebie, ale mimo przyświecającemu mu celowi nie do końca wie dokąd chce dojść. Czy jest to wada czy zaleta tego komiksu, odpowiedź na to pytanie pozostawię Wam. Dla mnie był duży niedosyt, spodziewałem się mimo wszystko, wyraźniejszej dekonstrukcji bohatera i głębszego psychologicznie pokazania macek depresji. Myślałem, że komiks, mimo znanemu Larcenetowi poczuciu humoru, będzie bardziej mroczny. Nie chcę jednakże mówić o nim źle. To jest naprawdę dobre dzieło. Autor to, co posępne w końcu przelał na śmiech. Poziom i styl humoru częstokroć przysparzał mnie o rogala na twarzy. Nie uzyskałem jednak odpowiedzi na liczne nurtujące mnie pytania. W komiksie odnajdziemy fajne akcenty związane z kulturą i sztuką. Uważnie czytajcie i oglądajcie, a przekonacie się o tym sami :)
Graficznie Larcenet pokazał spory kawał klasy! Każdą stronę ogląda się z przyjemnością. Autor wykorzystuje różne style, bawi się formą, zadziwia kolorystyką. To jest to, co do mnie bardzo mocno przemówiło. Manu ciekawie przechodzi od historyjki do historyjki. Kadry i panele narysowane są lekko i subtelnie. I mimo różnorodności stylów, ani trochę nie miałem ochoty odstawić komiksu na bok. Postacie już samym swoim wyglądem wywołują w nas nie tylko poczucie sympatii i humoru, ale niektórym również szczerze zaczynamy współczuć. Uwielbiam zwłaszcza mocno karykaturalny styl Larceneta, a główny bohater z atrybutem dużego fallicznego nosa wgniata w podłogę! :)
Na łopatki powaliło mnie polskie wydanie „Terapii grupowej”. Ludzie Mandioci perfekcyjnie zajęli się nie tylko tłumaczeniem dymków, ale i wykonali tytaniczną pracę edytorską. Wszędzie tam, gdzie są zmienione czcionki w komiksie, są one odwzorowane również w języku polskim. Wszystkie śródtytuły, szczegóły prasy, tv czy innych mediów są przetłumaczone na język polski i stylizowane na oryginalną wersję. Czapki z głów, że nie poszli na łatwiznę i mogliśmy otrzymać produkt klasy PREMIUM!
Podsumowując, mimo pewnych wad, „Terapia grupowa” to komiks bardzo kreatywny, ironicznie i z humorem podchodzący nie tylko do bardzo poważnych problemów depresji i wypalenia zawodowego, ale i do sztuki par excellence.
Lektura potrafi jednak zmęczyć, zwłaszcza, gdy próbujemy całość przeczytać na raz. Niby to TYLKO 168 stron, ale wierzcie mi, swoim ciężarem gatunkowym niejednokrotnie przeważa komiksy 2-3 razy obszerniejsze. Najlepiej dawkować sobie 1 rozdział dziennie.
Jeśli chcecie poznać lepiej ten wykreowany przez autora świat, musicie wejść w niego z pełnym zaangażowaniem. Larcenet tym komiksem nie bierze jeńców. Albo go pokochasz albo odbijesz się od niego jak od ściany.
Miałem z nim problem jak go ostatecznie ocenić i po wielu burzliwych wewnętrznych dysputach daję mu 7,5/10.
0 Komentarze