Przygody Gala Asteriksa to bodajże jedyna seria komiksowa, której jestem wierny od samego początku. Pierwszy komiks z jego udziałem kupiłem w momencie jego polskiej premiery w roku 1990 i od tego momentu nieprzerwanie kompletuję na bieżąco kolejne albumy. Choć na pokładzie nie ma już Alberta Uderzo i Rene Goscinnego, to nadal z niecierpliwością czekam na każdą kolejną odsłonę serii.

Pod koniec października miała swoją światową premierę 40. część przygód nieustraszonych Galów pod tytułem “Biały Irys”. Równocześnie album trafił do polskich księgarni za sprawą wydawnictwa Egmont, które wydaje serię od ponad trzech dekad. Za scenariusz odpowiada tym razem Fabcaro (Fabrice Caro). Scenarzysta kilku poprzednich albumów - Jean-Yves Ferri - postanowił zrobić sobie chwilową przerwę od pisania przygód niestrudzonych Galów. Rysunki wykonał natomiast Didier Conrad, którego prace znacie już z poprzednich albumów.

Twórcy “Białego Irysa” nie wywracają stolika do góry nogami i nie wyważają otwartych drzwi. Eksploatują dobrze sprawdzone motywy i nawiązują do klasycznych opowiadań spod pióra Rene Goscinnego. Idą jednak z duchem czasu, odwołując się do pewnych współczesnych nam trendów. Wydaje się nawet, że 40 album Asteriksa to ukłon głównie w stronę stałych czytelników, którzy śledzą serię od początku. A to oznacza, że komiks powinien trafić w gusta także starszych odbiorców. Także dlatego, że znacznie więcej w nim żartów opartych na dialogach niż prostych gagach sytuacyjnych. Czytania jest sporo. 

Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to dla przeciętnego czytelnika nie będzie widać zmiany ilustratora. Didier Conrad wiernie naśladuje bowiem styl Alberta Uderzo. W odróżnieniu na przykład do polskich rysowników kontynujących serię o “Kajku i Kokoszu”, którzy zawsze muszą dołożyć coś od siebie.

Tym razem głównym adwersarzem Asteriska i Obeliksa będzie niejaki Plusujemnus. Rzymski filozof będący swoistą parodią wszelkiej maści coachów i trenerów osobowości, którzy przekonują że samorozwój jest odpowiedzią na wszelkie bolączki świata. Wyznaje on ideę “Białego Irysa”, która zakłada, że „wystarczy, żeby zakwitł choć jeden irys, aby rozświetlić cały las”. Jego zdaniem, dobrym słowem i życzliwością można zdziałać więcej niż legionem żołnierzy. Oczywiście jest to postać dwulicowa, która chce manipulować ludźmi do osiągnięcia własnych celów. Zamierza to wykorzystać Juliusz Cezar do zmiękczenia Galów, którzy niestrudzenie stawiają mu opór. 

No i zaczyna mącić ten Plusujemnus w wiosce Asteriksa. Przekonuje, że warto się zdrowo odżywiać, doceniać innych i pielęgnować własne potrzeby. Skutkuje to niewyobrażalnym chaosem. Awanturniczo nastawieni Galowie, z dnia na dzień stają się potulni jak baranki. Nawet Ahigieniks przestawia się na sprzedaż świeżych ryb, co wydawałoby się rzeczą wręcz nieprawdopodobną. W całym tym zamieszaniu jedynie sceptyczny Asteriks dostrzega niepokojące zmiany zachodzące w osadzie i postanawia położyć im kres. Nie będzie to jednak takie proste i poskutkuje kolejną wyprawą poza wioskę.

Komiks nawiązuje do tradycji najlepszych albumów o Asteriksie. Wydaje się, że zarówno Fabcaro, jak i Conrad bardzo dobrze czują ducha serii. Oczywiście ultrasi zawsze będą zdania, że to już nie to samo co kiedyś, ale ja uważam, że to bardzo dobra pozycja.  Jest tu wszystko co znamy i lubimy. Zabawne dialogi, żarty sytuacyjne, czy nawiązania do współczesnych problemów. Obok wspomnianego już coacha, mamy tu m.in. awarie środków zbiorowej komunikacji, korki na ulicach, zdrowy tryb życia czy nawet hulajnogi (!). Wszystko to podane w naturalny i niewymuszony sposób.

Jeśli po poprzednich tomach serii zwątpiliście w potencjał Asteriksa, to zachęcam Was do sięgnięcia po “Białego irysa”. W mojej opinii jest to jedna z lepszych rzeczy, które trafiły do czytelników po śmierci Gościnnego i Uderzo. 

[Współpraca reklamowa. Album do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawca nie ma wpływu na moją ocenę.]