Nie pałam szczególnym sentymentem do Tajfuna. Kiedy wychodził w „Świecie Młodych” byłem jeszcze za mały, by w pełni docenić przygody kosmicznego agenta agencji Nino. Jak przez mgłę pamiętam wydawane na łamach czasopisma odcinki komiksu. Wówczas wolałem Kajki, Tytusy i Binio Bille. Szczególnie zapadły mi jednak w pamięci fragmenty „Monstrum” wydawanego w 1988 r. Był to komiks, którego po prostu się bałem. Do dziś wyraźnie pamiętam niektóre kadry – tak mocno zapisały mi się na „twardym dysku”. Miałem wówczas 8 lat. 

Po ponad trzech dekadach znów sięgnąłem po komiks „Tajfun”. Tym razem jednak za sprawą Pawła Gierczaka, u którego nabyłem fanowskie wydanie albumu „Tajfun - Agenci Nino”. Musicie bowiem wiedzieć, że Gierczak to duchowy spadkobierca spuścizny ś.p. Tadeusza Raczkiewicza – kontynuuje dzieło swojego protoplasty. Jak czytamy we wstępie do komiksu, Gierek spotkał się z Raczkiewiczem około 2006 roku na jednym z łódzkich konwentów komiksowych (wówczas były to konwenty, dziś jest to MFKiG). A że był wielkim fanem twórczości Raczkiewicza, szybko znaleźli wspólny język. Podczas degustacji wody ognistej panowie wpadli na pomysł, by kontynuować przygody Tajfuna. Autor był wyraźnie zaskoczony popularnością swojego komiksu. Jak się bowiem okazuje, miał on rzesze wiernych fanów o czym nawet nie wiedział. „Ówczesny wydawca Świata Młodych nigdy nie przekazywał mu listów od fanów i jak sam przyznał po latach, gdyby wiedział, pisałby dalsze odcinki” - czytamy w Wikipedii.


Wróćmy jednak do samego komiksu. Tajfun to pseudonim agenta agencji kosmicznej Nino. Współpracuje z dwoma kobietami – Kriss i Maar. W jego przygodach występuje też niejaki Sato. Ekipa ładuje się w kolejne tarapaty i rozwiązuje misje specjalne. Klasyczny komiks science-fiction o polskim rodowodzie. Przygody Tajfuna ukazywały się najpierw w „Świecie Młodych” w latach 1985-1990, później ich wznowieniemi zajęła się Mandragora i Ongrys. Przeczytałem wybiórczo kilka albumów i dziś już wiem, dlaczego nieco starsze dzieciaki (w tym Gierczak) szalały na punkcie jego przygód. To było coś nowego, nieco egzotycznego. Bijatyki, kosmiczne pościgi i intrygi musiały wówczas rozbudzać wyobraźnię PRL-owieskiej młodzieży „katowanej” upolitycznionymi „Żbikami” czy seriami pokroju „Pilot Śmigłowca”

Z ciekawością sięgnąłem więc po napisany i zilustrowany przez Gierczaka album „Tajfun – Agenci Nino”. Chciałem zobaczyć, jak klasyczne opowieści z minionej epoki bronią się dziś we współczesnym wydaniu. I trzeba przyznać, że Paweł odwalił kawał dobrej roboty. Fabuła komiksu nie jest przesadnie skomplikowana – składają się na niego cztery epizody o różnej długości. Tajfun, Sato, Kriss i Maar przeżywają tam dość nietypowe przygody. Mamy tu wyprawę bohatera na planetę Pneumonia, podróż kosmiczną w latarni „morskiej” czy bohaterską misję dziewczyn i ich  rozkminy na temat równouprawnienia. 


Wyrys Pawła Gierczaka w moim egzemplarzu "Tajfuna"

Autor trzyma się konwencji pulpowego SF i nieco przestarzałych już rozwiązań narracyjnych. Mam na myśli charakterystyczne dla lat 80-tych, a pojawiające się w dymkach pytania czy wątpliwości narratora. Przywołuje to klimat oryginału i fajnie wpisuje się w tradycje PRL-owskich komiksów (czy telewizyjnych kronik dokumentalnych). Mocą albumu są oczywiście fantastyczne rysunki Gierczaka, nawiązujące stylem do późniejszych albumów Raczkiewicza. Kto zna twórczość Gierka (autora m.in. „Outsajdersów” czy „Gangów Radomia”) ten wie, że facet ma ogromny talent. Rysunki są „tłuste” i szczegółowe. Szczególnie zapadają w pamięć epickie pocztówki z kosmosu czy rysunki pojazdów kosmicznych.

Wisienką na torcie są odniesienia do innych komiksów czy dzieł popkultury lat 80-tych. Gierczak z przymrużeniem oka odwołuje się m.in. do twórczości G. Rosińskiego, T. Baranowskiego, B. Polcha czy filmów takich jak „Terminator”, „Seksmisja”, „Gwiezdne Wojny” czy „Obcy”. A nawet do gier komputerowych („Mortal Kombat”). Mamy tu „Mutantów z Xanai”, „Funky Kovala” czy „Ais”. Ale nie tylko – takich mrugnięć okiem jest więcej i zapewne nie wszystkie wyłapałem. Np. układ planetarny nazywa się B-5 – podobnie jak  nazywała się grupa wydająca radomski zin komiksowy. Dla uważnego czytelnika jest to kopalnia smaczków i różnych odniesień.

Jak wspomniałem wcześniej, „Tajfun” nie był przeze mnie jakoś szczególnie pożądanym komiksem. Za sprawą Gierczaka zainteresowałem się jednak twórczością Raczkiewicza i nadrobiłem część zaległości. Przy „Agentach Nino” bawiłem się całkiem dobrze, więc z czystym sumieniem mogę polecić tę pozycję fanom wąsatego agenta. Nie wiem, czy album trafi w gusta młodych czytelników, bo potrzebna jest do jego lektury kropla nostalgii. Ale wydaje mi się, że starzy wyjadacze będą mieli przy nim kupę zabawy.

Obserwuję profil Pawła Gierczaka na Facebooku. Autor ma już gotowy kolejny album z przygodami Tajfuna. Jego premiera odbędzie się prawdopodobnie na kolejnym MFKiG. Sypcie złotem i kupujcie, bo jeśli będzie na poziomie „Agentów Nino”, to nie powinien Was spotkać zawód. A ponieważ jest to fanowskie wydanie, za jakiś czas będzie ono zapewne białym krukiem.