Z mangą jakoś nigdy nie było mi po drodze. Nie dlatego, że nie lubię tej formy sztuki. Po prostu jakoś nie wiedziałem od czego zacząć. Sprawy nie ułatwiały też serie ciągnące się po kilkanaście czy kilkadziesiąt tomów. Nie śledzę tego rynku, więc przegapiałem momenty, by rozpocząć zbieranie nowych opowieści, a za stare nie chciało mi się już zabierać. W praktyce moja znajomość tematu ogranicza się więc do kilku komiksów, z reguły „one-shotów”.

Dlatego zaintrygował mnie nowy komiks zaproponowany przez Egmont - “Star Wars - Leia”. Po pierwsze dlatego, że lubię to uniwersum, po drugie - pojawiła się okazja do wejścia w mangową serię od samego początku. Z otwartą głową zabrałem się więc do lektury tomiku. Osobom, które nie miały do tej pory styczności z mangą, lub miały ją w ograniczonym zakresie, przypomnę jedynie, że zasadnicza różnica w trakcie pochłaniania komiksu to “czytanie od końca”. Mangi czyta się bowiem od “prawej do lewej”. Dla starych wyjadaczy to oczywista oczywistość. A poza tym to normalny komiks.

Seria “Star Wars Leia - Trzy wyzwania księżniczki” przenosi nas na planetę Alderaan w czasy, gdy Leia Organa kończy 16 lat. Imperium panuje nad galaktyką, więc jest to okres pomiędzy III a IV częścią filmowego cyklu. Leia wchodząc w dorosłość musi się wykazać samodzielnością. Jak sugeruje tytuł albumu, testem ma być wykonanie trzech misji, które potwierdzą, że nadaje się na dziedziczkę tytułu królewskiego. Tak w skrócie przedstawia się fabuła tomiku i wiele więcej nie będę pisał na jej temat, by nie psuć Wam zabawy płynącej z lektury. Dodam jedynie, że komiks powstał jako adaptacja powieści Claudii Gray. Artystą odpowiedzialnym za stworzenie mangi jest Haruichi.


Jako niedzielny czytelnik mangi nie mogę powiedzieć, by wschodni styl rysowania jakoś specjalnie narzucał się przy odbiorze lektury. Oczywiście charakterystyczne, przestylizowane rysunki są tu obecne, ale w dużej mierze zastosowano tu w miarę realistyczną kreskę. Mniej więcej taką, jaką możecie podziwiać na okładce tomiku. Rysunki są dopracowane, szczegółowe i pełne detali. Fani kosmicznych pejzaży, futurystycznych miast i statków kosmicznych nie powinni mieć powodów do narzekania. Komiks jest oczywiście czarno-biały, ale pierwszych kilka stron, które wprowadzają w historię i przypominają wydarzenia z trzech pierwszych części filmu, utrzymana jest w kolorze. Manga jest dynamiczna i czyta się ją dość szybko.

To też zasługa niezbyt skomplikowanej fabuły komiksu. Nie jest to jednak wada, a raczej zaleta. Opowieść skupia się bowiem w głównej mierze na dylematach i rozterkach młodej księżniczki. Od kluczowych kwestii nie odciągają nas wątki poboczne i drugoplanowi bohaterowie. Co więcej, dla osób obawiających się zagmatwanej mitologii świata Gwiezdnych Wojen “Star Wars - Leia” nie powinna być kłopotliwa w odbiorze. Próg wejścia tematykę uniwersum został postawiony dość nisko. W zasadzie wystarczy wiedzieć, że rodzima planeta Lei podporządkowana jest woli złego Imperium. I gdzieś powoli kiełkują tu idee rebelii. Księżniczka zaczyna dostrzegać rysy na szkle, dojrzewać i ewoluować. Rodzą się w niej pierwsze wątpliwości. 

Leia to kluczowa bohaterka świata Gwiezdnych Wojen. Dla fanów tego uniwersum, manga może stanowić ciekawe rozszerzenie biografii tej postaci. Zwłaszcza, że filmowe adaptacje nie eksploatowały szerzej tego wątku. Ja prawdopodobnie sięgnę po kolejne tomiki serii, bo staram się być na bieżąco z tematyką Gwiezdnych Wojen, a i sam recenzowany tu komiks rozbudził mój apetyt na mangę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że pierwsza część “Star Wars - Leia” kończy się niezłym cliffhangerem, więc z chęcią poznam ciąg dalszy historii.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza recenzenckiego.