Dziś chciałbym Wam zaproponować lekturę komiksu “Brom”. Nie jest to nowa pozycja, bo pierwsza część ukazała się już w 2019 r., ale wcześniej nie miałem okazji się z nim zapoznać. Niedawno komiks pojawił się w abonamencie Empik Go, więc na próbę przeczytałem kilka pierwszych stron i… wsiąkłem. A dodam, że wcześniej nie czytałem recenzji tej pozycji, więc nie wiedziałem czego oczekiwać. Zaintrygowały mnie w zasadzie ciekawe okładki. Tak, wiem - nie oceniamy książek po okładkach, ale cóż poradzę? 

Obie części “Broma” to bez mała 430 stron komiksu. Nie będę Was trzymał do końca recenzji w niepewności i od razu powiem, że “Brom” bardzo mi się podoba. Leżąc w łóżku i walcząc z zapaleniem płuc pochłonąłem obie części w zasadzie na raz. Trudno mi było oderwać się od lektury, bo sam komiks pod względem technicznym jak i tematycznym to pierwsza klasa. Czyta się go lekko, ogląda przyjemnie, a dużym plusem są świetne, naturalne i niewymuszone dialogi bohaterów. No i oczywiście klimat - mamy tu do czynienia z uwspółcześnionym bestiaruszem słowiańskim. 

No dobra, ale przejdźmy od moich zachwytów do konkretów. “Brom” to ksywka głównego bohatera opowieści, Bronisława. Nieco zblazowanego nastolatka, który żyje w nietypowej rodzinie. Mianowicie sprawy paranormalne i kwestie okultystyczne są tam na porządku dziennym. Chcąc nie chcąc chłopak lawiruje pomiędzy dwoma światami - tym realnym i mitologicznym, legendarnym. Towarzyszką jego przygód jest stryjeczna siostra - Marysia. Oraz matka, która jak się okazuje wie wiele na temat żyjących obok nas stworzeń. 

Do tego dochodzi jeszcze paczka znajomych, z których część obdarzona jest nietypowymi zdolnościami. W efekcie dla Broma egzystowanie na pograniczu dwóch światów jest czymś zupełnie naturalnym. Nie budzą w nim większych emocji likantropy, strzygonie czy wodnice. I czytelnik razem z głównym bohaterem przechodzi nad tym do porządku dziennego. Czytając komiks mamy wrażenie, że to zupełnie normalne zjawiska, które mogą być dla nas na wyciągnięcie ręki. Wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć. 

Od strony graficznej komiks przypomina mi nieco mangę - oczywiście bez tych wszystkich azjatyckich naleciałości. Rysunki utrzymane są w odcieniach szarości, proste i czytelne. Każdy z bohaterów jest na tyle charakterystyczny, że nie sposób go pomylić z nikim innym. Ale owa prostota dotyczy z grubsza tylko tych kadrów, w których prowadzone są dialogi. Unka Odya dobrze radzi sobie z perspektywą, pejzażami, szczegółowym odwzorowywaniem budynków czy klimatycznych wsi. I oczywiście potworów z mitów i legend słowiańskich. 


Wspomniałem wyżej o dialogach - nie bez przyczyny. W niektórych komiksach (nie tylko polskich) lektura dymków potrafi zepsuć cały klimat opowieści. Toporne, przegadane kadry odciągają czytelnika od historii i burzą rytm czytania. Czasami mam wrażenie, że rysownik opowiada swoją historię, a scenarzysta swoją. W “Bromie” dialogi to czysta przyjemność. Są niewymuszone, swobodne i niepozbawione dozy cierpkiego humoru. Rozmowy nastolatków brzmią jak rozmowy nastolatków, a nie wygłaszane przez automat filozoficzne monologi. Niemała w tym zasługa też wyraźnie zarysowanych charakterów postaci. Za przykład mogą posłużyć np. rozdziały o wampirzycy czy wodnicy. 

Moim zdaniem “Brom” powinien spodobać się osobom, które lubią opowieści z dreszczykiem okraszone swojskimi, słowiańskimi klimatami. Wbrew pozorom nie jest to jednak horror. Jeśli miałbym pokusić się o klasyfikację, skłaniałbym się raczej ku powieści obyczajowo-przygodowej podlanej sosem legend i mitów z rodzimego podwórka. I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że grupą docelową komiksu jest młodzież, to nie zmienia jednak faktu to, że ja - stary boomer - bawiłem się przy nim przednio. Polecam!