No i wyszło całkiem nieźle. „Tupilaki” to druga część komiksu „Neokora”. Komiksu, który ponownie przeniósł Thorgala na Wyspę Lodowych Mórz. Historia zatoczyła więc koło i wróciliśmy do opowieści, którą znamy sprzed ponad trzech dekad. Tym razem jednak scenarzysta postanowił wyłożyć karty na stół i opowiedzieć dlaczego Przybysze z Gwiazd pojawili się na Ziemi. A uzasadnienie tej historii jest dla mnie całkiem przekonywujące. Wydaje się też, że nie zostawia już pola na eksploatację tematu kosmicznej epopei Aegirsona. To taka kropka nad „i”. Ale kto wie, może się mylę?

"Dziękujemy Jeanowi i Grzegorzowi za to, że powołali do życia epizod atlancki, założycielski i dziś już mityczny dla Thorgalowego uniwersum, którego skromne przedłużenie pozwoliliśmy sobie stworzyć....

Fred i Yann"

Przypomnijmy, że w „Neokorze” Thorgal wraz z Jolanem i Kriss De Valnor przypłynęli na Wyspę Wśród Lodów, by ponownie wejść do statku Przybyszy z Gwiazd. Kriss chciała zdobyć kosmiczne artefakty (np. broń), która posłużyłaby jej do realizacji niecnych planów. Jak się jednak okazało jedynie Thorgalowi i Jolanowi udało się wejść do statku kosmicznego. Uruchomili tam sztuczną inteligencję (tytułową Neokorę), która pozostawała w uśpieniu przez cztery dekady. Tak zakończył się album o numerze 39 zostawiając nas na kilka miesięcy w stanie niepewności.

Neokora jak to na maszynę przystało, okazała się bezdusznym narzędziem. W trakcie eksploracji statku kosmicznego Thorgal ponownie spotyka Slivię, która zdradza mu prawdziwą historię statku, załogi i powody, dla których Gwiezdny Lud zawitał na Ziemię. Te wbrew pozorom nie są tak trudne do odgadnięcia – w sumie w większość przybyszów (oczywiście tych znanych z literatury) przybywa na Ziemię w tym samym celu. Załogę poróżniły jednak kwestie światopoglądowe, etyczne i ambicjonalne. W efekcie rodzice Thorgala zostali wydaleni ze statku, a ich dziecko trafiło do szalupy ratunkowej. Dalszą część historii znacie już z albumów „Kraina Qa” i kolejnych.

Całość według mojej opinii została całkiem zgrabnie opowiedziana. Klei się i nie wydaje się sztucznie wydumaną kontynuacją kosmicznej sagi. Może brakuje nieco rozbudowanego wątku o dziadku Thorgala, który został tu po prostu pominięty (Xargos zwany Tanatlokiem). Wraca natomiast postać tego chłopca, któremu Thorgal odebrał królika w albumie „Wyspa lodowych mórz”. Dziś jako dorosły facet odegra niebagatelną rolę w historii opowiedzianej w „Tupilakach”. A czym lub kim są tytułowe Tupilaki? Tego Wam nie powiem żeby nie psuć zabawy płynącej z lektury.

Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to Frideric Vignaux stanął na wysokości zadania. Zresztą pisałem już wcześniej, że artysta naprawdę „umie w Thorgala” i jego rysunki są na wysokim poziomie. Nie mogę im nic zarzucić. Przypominają mi nawet prace Grzegorza Rosińskiego z najlepszych czasów jego twórczości. Czyli według mojej subiektywnej oceny – sprzed okresu zanim zaczął malować. Ale nie zrozumcie mnie źle – Rosiński to Artysta przez duże „A”. Jego okładki to mistrzostwo świata. Po prostu nie przypadły mi do gustu jego malarskie eksperymenty w ostatnich ilustrowanych przez niego albumach. Ale wiadomo – gusta nie podlegają dyskusji, a opinia jest jak dupa – każdy ma swoją.

Niemniej „Neokorę” i „Tupilaki” uważam za bardzo udane albumy. Wiadomo, są osoby którym nie przypadną już one do gustu (bo, „Thorgal skończył się na Kill' em All”). Ja jednak uważam, że to najlepsze co przytrafiło się Thorgalowi na przestrzeni ostatnich kilku komiksów. Fajny powrót do korzeni, do klimatów, które są nam dobrze znane. Pozostaje otwarte pytanie, dokąd teraz zawędrują Yann i Vignaux. Bo w mojej ocenie poprzeczkę zawiesili sobie dość wysoko.