Punisher Epic Collection 1986-1988. Recenzja

Dla mnie „Punisher Epic Collection” był jednym z najbardziej wyczekiwanych albumów superbohaterskich tego roku. Mam już na swojej półce serie MAX oraz Marvel Knights, więc nie mogło na niej zabraknąć „epika”. Zebrane w pierwszym tomie historie obejmują lata 1986-1988, czyli komiksy „Krąg Krwi” (1986) oraz Punisher #1-10 z lat 1987-1988. Bonusowo dołożono jeden zeszyt Daredevila (#257) i opowieść „Punisher: Gildia zabójców”. Warto przy tym wspomnieć, że „Krąg Krwi”, czyli pierwsze 140 stron komiksu jest w zasadzie dubletem na naszym rynku. Historia ta została bowiem przedrukowana przez Hachette w 19 tomie serii „Superbohaterowie Marvela” oraz w 140 tomie „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela”. Ale mniejsza z tym.

Zebrane w „Punisher Epic Collection” opowieści mają na karku już 35 lat. Jednak w odróżnieniu od niektórych superbohaterskich pozycji z DC lub Marvela, trzymają się naprawdę nieźle. Być może wynika to z faktu, że sam Punisher nie do końca jest typowym superbohaterem – w końcu facet nie jest obdarzony żadnymi supermocami, a walczy przede wszystkim z przestępcami, a nie z trykociarzami. Choć oczywiście debiutował jako złol w jednym z zeszytów Spider-Mana wydanych w latach 70-tych, jako główny antagonista Pajączka. 

Niemniej w omawianym tomie przedrukowano historie z jego własnej serii, której założeniem była konfrontacja z „tradycyjnymi” przestępcami. Mamy tu więc tematy dotykające takich obszarów jak handel narkotykami, sekty, zamachy terrorystyczne, broń biologiczna, gangi czy klasyczne morderstwa. Czyli problemy, z którymi na co dzień zmagało się amerykańskie społeczeństwo. Na kartach komiksu pojawia się też Daredevil, z którym Punisher z reguły ma na pieńku. Wszystkie opowiedziane tu historie można więc sklasyfikować jako sensacje z wątkami kryminalnymi. 

Punisher z lat 80-tych jest nieco inną postacią niż Frank Castle, którego znamy serii Gartha Ennisa. Przede wszystkim jest młodszy, bardziej elastyczny, popełnia błędy. Wydaje mi się też, że częściej się uśmiecha i korzysta z towarzystwa innych kobiet. W pierwszym okresie jego działalności towarzyszą mu specjaliści od kwestii technicznych – Mikrochip i jego syn, junior. Nie zmienia to jednak faktu, że Castle jest brutalnym mścicielem, na widok którego przestępcy panikują. Widać to dobrze m.in. w opowieści „Krąg Krwi”.

Rysowników jest wielu, a każdy prezentuje swój indywidualny styl. Z grubsza jednak wszyscy rysują jak na lata 80-te przystało w sposób realistyczny. Niektórzy lepiej, niektórzy gorzej, ale nie zamierzam tu zrzędzić – część z artystów dopiero pracowała nad swoim warsztatem. Nazwiska mówią zresztą same za siebie: Mike Zeck, John Romita Jr., Mike Vosburg, Dave Ross, Klaus Janson, Jorge Zaffino i mój ulubiony rysownik Punishera z tamtego okresu – Whilce Portacio. To ten facet, który ilustrował ukazujące się  na naszym rynku pierwsze „Punishery” od TM-Semic. Zapewne to właśnie z tego okresu pozostał mi ogromny sentyment do tego rysownika i szczerze mówiąc nie mogę się doczekać kolejnego tomu „epika”, gdzie pojawi się więcej historii zilustrowanych przez Portacio. 

„Punisher Epic Collection” to 500 stron czystej rozrywki w starym dobrym stylu. Przy czym warto zaznaczyć, że 40 stron zajmują dodatki na końcu albumu. To m.in. przedruki okładek, szkice, artykuły z pierwszych wydań komiksów, dodatki z opracowania „Official Handbook of the Marvel Universe” czy kopie stron redakcyjnych z „Punisher Magazine”. A skoro już mowa o dodatkach, to warto uzupełnić, że w komiksie przed każdym zeszytem wydawca przedrukował oryginalną okładkę danego wydania „Punishera”. Wszystkie naprawdę cieszą oko i oddają klimat lat 80-tych. Zresztą podobnie jak w przypadku innych „epików” Egmont wykonał pracę na najwyższym poziomie.

Nie będę obiektywny w ocenie tej pozycji. Dla mnie „Punisher Epic Collection” to absolutne „must have” dla fanów Franka Castle. 

Moja ocena to 5/5.