Kilka tygodni temu nakładem Oficyny Wydawniczej Tore ukazał się nowy album Dylan Doga – „Mater Dolorosa”. Album nietypowy, bo cały w kolorze. Jak wiecie, większość opowieści z Detektywem Mroku to komiksy czarno-białe. Ale trzeba przyznać, że w kolorze Dylanowi do twarzy. Rysunki stworzone przez Gigi Cavenago są fantastyczne. Duża w tym zasługa świetnie dobranej kolorystyki. Ale nie tylko.


„Mater Dolorosa” swoją fabułą nawiązuje do wydanego kilka miesięcy temu albumu „Mater Morbi”. Scenariusz do obu historii napisał Roberto Recchioni. Dylan Dog ponownie mierzy się z demonem w postaci pięknej kobiety, będącym uosobieniem śmiertelnej choroby (Matki Chorób). Tym razem akcja rozgrywa się na kilku płaszczyznach czasu. Obserwujemy m.in. małego Dylana, który płynie z rodzicami na starym żaglowcu, a także jego obecne wcielenie, które ponownie przeżywa nawrót nawiedzającej go choroby. Widzimy poświęcenie matki, która zrobi wszystko, by uratować chorego syna, poznajemy ogarniętego obsesją ojca, obserwujemy determinację bohatera, który chce się wyrwać ze szponów szaleństwa. Cała opowieść podlana jest melancholijno-onirycznym sosem, gdzie sen przeplata się z jawą.

„Mater Dolorosa” została napisana w 2016 r. z okazji 30 lecia serii. Wydawca pisze w posłowiu, że można ją czytać niezależnie od wcześniejszych tomów serii. Wówczas pozostaje nam się delektować bieżącym scenariuszem i zachwycać ekspresyjnymi rysunkami Cavenaga. Jednak zastrzega, że pełen sens opowieści odkryjemy znając odniesienia do konkretnych tomów. Na marginesie warto bowiem dodać, że autorzy Dylan Doga lubią się bawić nawiązaniami do innych dzieł popkultury. Niestety polskiemu czytelnikowi nie będzie raczej dane poznać większości odniesień, bo na naszym rynku wydano raptem kilkadziesiąt z kilkuset komiksów o Detektywie Mroku.

Tak czy siak, komiks broni się jako samodzielna pozycja. Zarówno pod względem ciekawego scenariusza, jak i od fantastycznej strony graficznej. Zachęcam by po niego sięgnąć, gdyż stanowi prawdziwą ucztę dla oczu. Choć trzeba przyznać, że czytelnik może czuć pewien niedosyt zdając sobie sprawę, że omija go część historii Dylan Doga.