Jak to jest być w skórze człowieka, którym tak naprawdę się nie jest? A co jeśli w głowie zaczyna nam świtać, że to co wszystko się dzieje dookoła, to tak naprawdę nie nasz świat. Ludzie, którzy nas kochają, szanują, są nam wierni, to nie są nasi prawdziwi najbliżsi. Odkrywając, że obecne życie toczy się ścieżką zła i manipulacji, czy trafiając na pęknięcie w tym obrazie, zdecydujemy się nawet największym kosztem, skorzystać i ruszymy poznać prawdę o sobie samym? 

Wydawnictwo Egmont  prezentuje nam kolejny, trzeci już tom z nowej serii „Thorgal. Saga”. Tym razem duet artystów Roman Surżenko i Yann le Pennetier stworzył opowieść pt. „Shaigan”, którego akcja została umieszczona w okolicach tomów 19-22 głównej serii.

„Shaigan” zawiera 88 stron w kolorze, w powiększonym formacie. Egmont przygotował nam dwie wersje okładkowe – miękką i twardą. W moje ręce trafiła ta pierwsza i muszę przyznać, że prezentuje się całkiem ładnie.

Oryginalnie album ukazał się dzięki belgijskiemu wydawnictwu Le Lombard 23.08.2024 roku.


W opowieści „Shaigan” poznajemy kolejną alternatywną historię związaną z Thorgalem Aegirssonem. Przypomnę, że w głównej serii nasz bohater na skutek interwencji Bogów utracił pamięć, a jego imię zostało wymazane. Kriss de Valnor, która go spotkała na swojej drodze, utwierdziła go w przekonaniu, że jest Shaiganem Bezlitosnym, krwawym przywódcą wikińskiej grupy łupieżców, ona sama zaś jest jego ukochaną wybranką.

Shaigan po kolejnych swoich zbrodniczych wyprawach zaczyna mieć rozterki dotyczące bezsensownych, krwawych napadów na wioski i okręty. Udaje się do wikińskiego Maga, który obiecuje przywrócić mu pamięć o sobie w zamian za dostarczenie mu magicznego artefaktu – legendarnego Fishkrygga.

W międzyczasie Kriss de Valnor knuje swoją kolejną intrygę. Widząc słabnącą osobowość Shaigana, wysyła schwytanego jeńca, którym jest jeden z mieszkańców wioski Thorgala, aby ten rozsiał wśród miejscowej ludności wieści, że bezlitosnym i krwawym władcą mórz jest właśnie Aegirsson.

Thorgal wraz z Kriss i swoją świtą wyrusza w podróż na wyspę Hrygg w poszukiwaniu tajemniczego artefaktu. Towarzyszyć im będą liczne przygody i przeszkody. A czy uda mu się dopiąć celu? O tym oczywiście dowiecie się po zapoznaniu z lekturą w całości.


„Thorgal. Shaigan” wg mnie jest mocno przeciętnym komiksem o niewykorzystanym potencjale. Scenariusz Yanna, mimo że jest całkiem solidnie napisany, to przedstawia nam tak naprawdę niewiele ciekawego z życia Shaigana-Thorgala. Ot, kolejne rozterki bohatera, obietnice, poszukiwania, walka, bla bla bla… Aż się prosiło, aby mocniej zgłębić psychikę Thorgala. Tymczasem Yann w sposób bardzo płytki pokazał nam niestabilność i kruchość bohatera. A samego Shaigana Bezlitosnego przedstawił zbyt dobrze ułożonego, mimo kilku krwawych scen, w których brał udział. Oczekiwałem, że poznam w tej historii Pirata z krwi i kości, ale ostatecznie mocno się zawiodłem.

W końcu w alternatywnej odnodze głównej linii fabularnej autor mógł sobie pozwolić na znaczne popuszczenie wodzy fantazji. Historia została poprowadzona drakkarem na mieliznę opowieści zamiast na pełne wody otwierające ogromne możliwości nie naruszając jednocześnie przy tym głównej linii fabularnej.

Jeśli chodzi o ilustracje Surżenki, to muszę przyznać, że dają radę. Całkiem przyjemnie oglądało mi się ten album, aczkolwiek ciężko się przestawić na inną kreskę, będąc przyzwyczajonym do Mistrza Rosińskiego. Zabrakło mi tu trochę więcej ekspresji, szczegółowości w rysunkach. Kolorystyka kadrów momentami jest zbyt jałowa. Brakuje mroku w miejscach, gdzie aż się prosiło, żeby użyć go nieco więcej. Aczkolwiek dynamika i napięcie akcji ukazane zostały całkiem dobrze. Kartkując komiks miałem do czynienia z umiarkowanymi doznaniami estetycznymi. Ostatecznie jednak ilustracje dobrze komponują się i uzupełniają ze scenariuszem Yanna.


Po świetnym „Żegnaj Aaricio” i całkiem dobrym „Wendingo” otrzymaliśmy zdecydowanie najsłabszy dotychczas album z Sagi. „Shaigana” czytało mi się momentami opornie, a całościowo okazał się dla mnie komiksem, który przeszedł przeze mnie nie zostawiając większego śladu. Raczej nie powrócę do niego ponownie w przyszłości.

Komu mogę więc polecić opisany powyżej komiks? Na pewno oddanym i bezkrytycznym fanom Thorgala. Myślę, że niezobowiązująco mogą się z nim zapoznać młodsi czytelnicy, poszukujący niewyszukanej rozrywki. Dla czytelników powyżej 40-ki „Shaigan” zapewne okaże się jedynie ciekawostką, oknem do którego się podchodzi, zagląda na chwilę i idzie dalej.



Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.