Mutafukaz. Wydanie zbiorcze. Recenzja komiksu

From zero to hero. Nie w Polsce, nie w Hiszpanii i nie w Azerbejdżanie. Żeby stać się kultowym bohaterem ratującym świat od zagłady musisz się urodzić w USA. Musisz i tyle. To jest absolutnie podstawowy czynnik determinujący Twoje ewentualne życie bohatera. Musisz być twardy. 

Nie możesz sobie pozwolić, że Cię rozbije jakaś sytuacja, zwłaszcza taka, która Cię dotyczy osobiście. Tu są naprawdę poważne sprawy, tu nie ma żartów. Tu może przyjdzie taki dzień, że trzeba będzie podjąć takie decyzje, że człowiek sobie nawet nie wyobraża, że musiałby takie decyzje podjąć. No i nie może być tak, że Ty masz jakieś osobiste problemy, które powodują, że jesteś niesprawny do podjęcia takiej decyzji. Nie, to po prostu nie ma, to po prostu musisz, albo umiesz to, albo nie umiesz. Jak nie umiesz, to znaczy się nie nadajesz. Ale, żeby nie było za łatwo, najpierw dostaniesz obowiązkowy wpie...ol od życia. To Cię ukształtuje jako bohatera albo dobije jako przegrywa.

W moje ręce trafiła solidna, ceglasta księga wydana przez wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy o dosyć pokrętnym tytule „Mutafukaz” (chyba nie trzeba się specjalnie uczyć języków obcych, by poznać polskie znaczenie tego słowa). To ciężkie (dosłownie i w przenośni) cholerstwo, to wydanie zbiorcze połączonych ze sobą historii (20 rozdziałów uzupełnionych kilkoma wstawkami) autorstwa RUN’a. Pod tym pseudonimem kryje się francuski scenarzysta i rysownik Guillaume Renard. Autor stworzył powyższe dzieło w ramach działalności w studiu Label 619. 

Timof oddał do naszych rąk księgę w powiększonym formacie zawierającą 592 strony, w twardej oprawie, w pełnej palecie kolorów, zróżnicowaną graficznie (ale o tym później) oraz z ostrzeżeniem na tyle okładki o występującej w komiksie: przemocy, wulgarnym języku, seksie, dyskryminacji, narkotykach oraz prawdziwych gangsterach. Czyli nie poczytamy tej opowieści naszym pociechom do snu, choć przód okładki może nas trochę zmylić. Ja po ujrzeniu dużej tajemniczej twarzy początkowo myślałem, że to opowieść o kimś w rodzaju Jeża Sonica :)

Mutafukaz. Wydanie zbiorcze. Recenzja komiksu

Mutafukaz. Wydanie zbiorcze. Recenzja komiksu

„Mutafukaz” to wielowątkowa opowieść, której fabuła toczy się głównie wokół przegrywów Angelino i Vinza. To dosyć dziwni bohaterowie. Mimo, że akcja toczy się przeważnie w fikcyjnym, ale ludzkim, amerykańskim mieście Dark Meat City, to nasze główne postacie nie bardzo przypominają ludzi. Angelino ma dużą czarną głowę, która bardziej przypomina kulę do kręgli i nieludzko duże oczy, natomiast Vinz ma na szyi czaszkę, która ciągle płonie. Jak już wspominałem obaj bohaterowie są nieudacznikami. 

Mieszkają w slumsach, o których Bóg całkowicie zapomniał i parają się najprostszych prac, z których bardzo szybko są wyrzucani. Lubują się w oglądaniu tv i rozmawiają o przysłowiowej dupie Maryni. Angelino dodatkowo w swoim wynajmowanym „hotelowym” pokoju hoduje swoje ukochane karaluchy. Zupełnym przypadkiem zostają wplątani w intrygę na krajową skalę, zostając uznanymi za terrorystów, którzy zaatakowali Biały Dom. Historia w sposób bardzo szalony prowadzi nas do niewyobrażalnych rozwiązań, ale o tym dowiecie się już po sięgnięciu i przeczytaniu powyższego komiksu. I mówię Wam z tego miejsca, że naprawdę WARTO!

Mutafukaz. Wydanie zbiorcze. Recenzja komiksu

Mutafukaz. Wydanie zbiorcze. Recenzja komiksu

Oprócz głównych bohaterów mamy tu również Luchadores, czyli zamaskowanych wojowników meksykańskich zapasów. Ich historia również jest bardzo ciekawie poprowadzona i istotnie wpływa na rozwój całej opowieści. Ponadto stykniemy się w „Mutafukaz” z licznymi gangami, od latynoamerykańskich przez afroamerykańskie aż po frakcje azjatyckie. Każda grupa jest dosyć specyficzna i odciska swoje piętno na historii. A wszystko to w zepsutym do szpiku kości mieście Dark Meat City. Do całego tego ciasta należy jeszcze dodać składniki takie jak: skorumpowany Prezydent wraz ze swoim sztabem, tajne organizacje i agencje rządowe, supertajne oddziały wojskowe, Facetów w Czerni oraz… tak, tak, istoty, które nie pochodzą z naszej planety. Robi się spiskowo i mrocznie! A w całym tym kotle biedny Angelino i Vinz muszą zwyciężyć w walce z otaczającym ich złem.



„Mutafukaz” pochłonąłem podczas dwóch kilkugodzinnych posiedzeń. Zostałem całkowicie wciągnięty  przez rozwój akcji i wydarzenia związane zarówno z głównymi jak i drugoplanowymi postaciami.

Jest to komiks zdecydowanie oparty na akcji, a każda ze stron jest pełna wielu szczegółów. Jeśli chodzi o warstwę graficzną to styl choć czasami zmienia się znacznie, to zachowany jest w pewnym kanonie. Autor kombinuje w tej historii z paletą kolorów. Czasami mamy tradycyjny dobór barw, czasami świat i akcja przedstawiona jest tylko w czerni i bieli. Są momenty, kiedy Run stosuje jakiś dominujący kolor wybiórczy albo eksperymentuje z barwami pastelowymi. Dzięki temu, mimo tak ogromnej ilości stron, oko może sobie odpocząć, można zmienić perspektywę spojrzenia. Kreska momentami zabawna ale oparta na cartoonowym „realizmie” potrafi przejść chwilami w klimaty Noir.

Akcja komiksu oscyluje między humorem, strzelaninami, gangami, spiskami, zapasami, UFO i całą masą rzeczy zabronionych. Mimo znacznie występującej wulgarności nie psuje nam ona odbioru. Natomiast jeśli chodzi o brutalność tego komiksu, to jest ona na poziomie hard. Krew się leje hektolitrami, a trup się ściele gęsto.

Mamy również odniesienia do masowej popkultury, odnajdziemy tu elementy gry komputerowej GTA czy też filmów Dzień Niepodległości oraz Kill Bill, jednak dla wprawnego oka uda się odnaleźć zancznie więcej powiązań z popkulturą czy też autentycznymi wydarzeniami. Autor opowiada również o geostrategii, spiskowych teoriach, JFK i aktualnych problemach świata, ale zawsze z odpowiednią dawką humoru. Umiejętnie też stosuje liczne retrospekcje, które w miarę rozwoju akcji wiele nam wyjaśniają.



Podsumowując, „Mutafukaz” to bardzo dobry, kinowy komiks osadzony mocno w amerykańskiej popkulturze. Estetycznie ładnie opakowany, narysowany  i wypełniony dobrze rozwijającą się historią. Mamy tu istną mieszankę gatunków: czarnej komedi, sci-fi, filmów gangsterskich, thrillera a nawet ułamek fantastyki czy horroru. Mimo trochę nie do końca, wg mnie, udanego zakończenia, jest to naprawdę bardzo dobra opowieść. Śmiało mogę polecić go czytelnikom 18+. Poświęcając na niego kilka godzin przeniesiecie się w świat brudny, częstokroć zapomniany przez piękne i bogate Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Poczujecie na sobie ściekający pot i piasek w zębach. Będziecie gonić ulicami od budynku do budynku razem z bohaterami, by poznać, co wydarzy się dalej. Czytając, zanim go odłożycie, będziecie z upływającym czasem mówić do siebie „jeszcze jedna strona”. I tak dobiegając do końca stwierdzicie „F**K, it was a real good crazy s**t!”


Na koniec jeszcze mała ciekawostka. W 2017 roku powstał na podstawie niniejszego komiksu anime „MFKZ”. Cały film z angielskim dubbingiem dostępny jest na platformie youtube: