Pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię. Nie doszukujcie się w niej wielkich postaci, jej bohaterami są zwykli ludzie. Żeby opowieść przetrwała, nie są ważni bohaterowie ani fabuła. Liczy się pamięć. Bez pamięci historie się zacierają. Ludzie bez pamięci to tylko puste skorupy. A społeczeństwo bez pamięci jest niczym bomba zegarowa.

Czy można wchodzić w jakąkolwiek serię komiksową rozpoczynając dopiero od 16 tomu i nie czytając, ani w zasadzie nie kojarząc zbytnio o czym są poprzednie opowieści, ani nie wiedząc kim są bohaterowie? 

Niby słyszałem o Hugo Pracie, niby wiem kim jest Corto Maltese, niby informacje o tych komiksach gdzieś tam obijały mi się o uszy i oczy od wielu lat, ale tak naprawdę do tej pory nie miałem czasu i okazji zapoznać się z jakimkolwiek albumem. Mało tego, 16 tom nie jest już nawet dziełem pierwotnego autora a wyszedł spod rąk Juana Diaza Canalesa i Rubéna Pellejero!

Wszedłem więc świadomie na głęboką wodę, ale mając czysty, niezmącony niczym umysł, opowiem Wam moje nieskażone odczucia w starciu z pojedynczym albumem klasycznej już serii.

Powyższy komiks został wydany przez Egmont w powiększonym formacie typowym dla komiksów frankofońskich, w twardej okładce, zawiera 72 strony w kolorze, na papierze kredowym i przykuł moją uwagę od pierwszych kadrów, z których tekst przytoczyłem we wstępie. Graficznie kreska oraz kolory to również typowe europejskie podwórko. 


Jeśli chodzi o fabułę, mamy tu historię, która wydarzyła się w roku 1924. Marynarz Corto Maltese przyjeżdża do Berlina spotkać się ze swoim przyjacielem Jeremiaszem Steinerem. Niestety do spotkania nie dochodzi. Marynarz odnajduje na tablicy osób zaginionych zdjęcie martwego Steinera. Sytuacja ta wplątuje Corto w dalszy ciąg zdarzeń. Pojawiają się tajemnicze stowarzyszenia i organizacje Stajemy się również świadkami ulicznych konfrontacji faszystów z komunistami.

Akcja prowadzi nas poprzez ulice Berlina, ciekawie pokazanego również po zmierzchu, do ówczesnej czechosłowackiej Pragi. Mamy także małe zderzenie fabuły z przemysłem kinowym. Corto staje się jednym z bohaterów powstałej intrygi, w tle której znajduje się najważniejsza w historii karta Tarota. Przygoda, momentami wchodząca nawet w klimat thrillera, pełna zagadek okraszona jest mistyką oraz kilkoma zabawnymi wydarzeniami.


Komiks czytało mi się bardzo dobrze. Kompletnie nie odczuwałem dyskomfortu, że jestem w uniwersum, którego do tej pory nie znałem. Nocny Berlin spokojnie można potraktować jako one-shot. Akcja została poprowadzona płynnie, z mocnym akcentem wprowadzającym czytelnika finalnie w duże zaskoczenie. Kreska przyjemna, niemęcząca oka. Ciekawe umiejscowienie całej historii w miejscu i czasie, ukazujące przemiany w ówczesnych Niemczech. Do tego elementy awanturniczo-przygodowe nasączone dosyć specyficznym poczuciem humoru. Ciekawostką jest na pewno pojawienie się w niniejszym albumie kilku historycznych postaci, które mają mniejszy bądź większy wpływ na losy historii. Wszystko to sprawia, że komiks jest dla nas mocno realistyczny. Nie jest to opowieść rodem ze świata kolorowych pończoch, w które wciskają się superbohaterowie okładając się po mordach przez większość komiksu. Mamy tu głębię. Mamy to jakość. Mamy tu styl. Zarówno od strony scenariusza jak i kreski.


Siadając do tego komiksu nie miałem żadnych oczekiwań. Po przeczytaniu stwierdzam, że warto było po niego sięgnąć. Nie był to czas stracony, a bawiłem się przy nim bardzo dobrze. Nocny Berlin polecam każdemu czytelnikowi lubiącemu poruszać się razem z akcją w przygodowej podróży. Nie musicie się bać, że to JUŻ 16 tom serii. Spokojnie możecie nadrobić z czasem poprzednie. Tak jak ja zamierzam zrobić to w najbliższej przyszłości. 

Niech marynarz Corto Maltese zabierze Was ze sobą do kolejnego miejsca, by przeżyć razem wspólne przygody!

Komiks do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Egmont. Wydawnictwo nie miało żadnego wpływu na moją ocenę opisanego komiksu.