Jeśli lubicie komiksy czerpiące z ludowego folkloru, to pozycja „Wolfhunt” powinna znaleźć się w orbicie Waszych zainteresowań. Autor odwołuje się tu bowiem do likantropi, czyli potocznie mówiąc wilkołactwa. Mateusz Michnowicz, bo o nim mowa, stworzył świat, w którym ludzie-wilki żyją między nami. Co więcej, są powiązani ze służbami mundurowymi. Co z tego wyszło?

Na serię „Wolfhunt” składają się obecnie dwa albumy - „Zguba” i „Ucieczka”. Dzięki uprzejmości autora mogłem zapoznać się z nimi w wersji cyfrowej. Wersja tradycyjna została wydana nakładem Wydawnictwa IteKa. Jako bonus otrzymałem zeszyt zerowy przybliżający genezę wykreowanego przez Michnowicza świata.

Całą historia zaczęła się pod koniec II Wojny Światowej. Alianci powołali wówczas do życia jednostkę „Wolfhunt”, której celem było tropienie nazistowskiej partyzantki „Werwolf” na terenie obecnego Śląska. Jeden z oddziałów odkrył jednak, że „Werwolf” zajmuje się badaniami nad likantropią. Zapewne kolejną cudowną bronią mającą odwrócić losy wojny. W wyniku splotu nieszczęśliwych zdarzeń jednostka została zainfekowana wilczymi duszami. Ocalał tylko jeden, który przekazał informacje dowództwu.

W wykreowanym przez autora świecie temat wilkołactwa na kilka dekad porzucono na pastwę losu.  Dopiero w latach 70-tych padł pomysł, by zacząć werbować wilkołaki do pracy w służbach wojskowych. W Polsce pierwszy oddział utworzono w latach 90-tych XX w. I to właśnie o ich śledztwach opowiada komiks „Wolfhunt”. Główną bohaterką jest Leokadia „Lea” Szykut pracująca jako konsultant policyjny przy niektórych bardziej skomplikowanych, lub mniej oficjalnych śledztwach. Towarzyszy jej młodszy, nieco nieopierzony jeszcze kolega, Błażej Jarczuk. On również posiada moce pozwalające dokonywać przemiany w wilkołaka. Akcja pierwszej części komiksu dzieje się we współczesnym Rzeszowie, druga - w Bieszczadach. 

Czytając „Wolfhunta” przyszło mi na myśl, że to pozycja nawiązująca klimatem do takich komiksów jak „Wydział 7” czy „Brom”. Mamy tu do czynienia z mieszaniną folkloru oraz szczyptą magii, ale także z normalnymi śledztwami. Zaletą komiksów jest ich objętość. Pozycje liczą  odpowiednio 56 i 68 stron, więc autor nie musiał iść na skróty. Mógł rozbudować świat i pokazać relacje między bohaterami oraz ich codzienne bolączki. Jest akcja, są dialogi, są retrospekcje. Nie brakuje humoru i żartów ze specyficznych zdolności Leokadii i Błażeja. Wszystko z umiarem i wyczuciem.

Wisienką na torcie są materiały dodatkowe – przedstawiono szczegółowo historię jednostki specjalnej, badania nad likantropią i sylwetki bohaterów. Nie zabrakło szkiców czy nawet map z lokacjami, w których dzieją się przedstawione wydarzenia. 

W mojej opinii „Wolfhunt” to komiks z zaskakująco dojrzałym i oryginalnym scenariuszem. W zasadzie niewiele można mu zarzucić. Czepiać się można jedynie stosunkowo prostego stylu graficznego. Ale i on ma swój urok.

Autora spotkacie na MFKiG. Szukajcie stoiska numer 28 w strefie komiksu niezależnego. Jeśli powyższy opis Was zaintrygował, będziecie tam mogli kupić obie części „Wolfhunta”.