Rzutem na taśmę bierzemy się za kolejny tom z cyklu „Elfy”. Jest to już czwarty album przybliżający nam losy tej rasy, choć w tym przypadku opowieść skupia się właściwie na półelfach, czyli postaciach nie mających „czystego” elfiego rodowodu. Według mitologii Świata Akwilonu półelfami są bowiem osoby, których rodzice pochodzą z dwóch różnych ras. Nie mają swojego miejsca na ziemi, bo zarówno elfy, jak i ludzie traktują ich jak wyrzutków.
Główny wątek opowieści dotyczy tym razem pewnego proroctwa. Półelf, mag parający się magią, tuż przed swoją egzekucją przepowiada, że wkrótce na świecie pojawi się postać, która zjednoczy odmieńców pod jednym sztandarem. Skończy się wówczas okres prześladowań, a półelfy odnajdą w końcu swoją Ziemię Obiecaną, gdzie osiądą i będą żyły długo i szczęśliwie. Owego wybrańca będzie można poznać po charakterystycznym znaku na ramieniu.
Tak rozpoczyna się opowieść o dramatycznych losach niejakiego Nah-Thaala, półelfa noszącego nietypowe znamię. Pracujący jako niewolnik w kopalniach zostanie okrzyknięty przez towarzyszy niedoli wybrańcem. Chcąc czy nie, podejmie się próby wyzwolenia spod jarzma ciemiężycieli i zjednoczenia półelfów we wspólnym celu – poszukiwaniu krainy, w której będą mogli osiąść bez narażania się na prześladowania ze strony pozostałych ras. Czy to jednak jemu przypadnie zaszczyt wypełnienia proroctwa? Po drodze okaże się, że czyhają na niego liczne niebezpieczeńswa.
Motyw wybrańca przewija się w różnych dziełach literackich, religiach i legendach nie od dziś. W zasadzie można powiedzieć, że w każdej nacji doszukać się można mitów lub przepowiedni zapowiadających pojawienie się postaci, która odmieni losy danego narodu czy rasy. Nie mogło go więc zabraknąć i u półelfów, którzy z nadzieją czekają na przyjście swojego zbawiciela. Jednak zawsze, gdy pojawia się ów wybraniec, znajdą się i osoby, które kwestionują jego rolę. Nie inaczej będzie i tym razem. Co z tego wyniknie i jak potoczą się losy bohatera, opowie Wam tym razem Eric Corbeyran (scenarzysta 4-tego tomu serii).
Kolejny tom z serii „Elfy” uderza ponownie w podniosłe tony. Przypomnę, że i w „trójce” mieliśmy wątek przepowiedni i samospełniającego się proroctwa. Tu jednak ograny on został jednak pod nieco innym kątem, poruszając także tematykę wiary i nadziei. Wyszła z tego całkiem niezła opowieść, choć momentami miałem wrażenia, że scenarzysta wykorzystał swoistą deus ex machinę, do przyspieszenia toku wydarzeń. Ale może to tylko moje odczucia.
Od strony graficznej album prezentuje się bardzo dobrze. Rysownikiem jest tym razem Jean Paul Bordier. Jedyne co mogę powiedzieć o jego kresce, to że wpisuje się w dokonania innych autorów serii. Przy omawianiu poprzedniego tomu pisałem, że rysownik (wówczas Stephane Bileau) stosuje „klasyczną kreskę frankofońskiego fantasy”. Podobnie jest i tym razem. Obrazy są bardzo ładne, szczegółowe i realistyczne. I tak jak w innych albumach serii, dominuje stonowana kolorystyka. Krótko mówiąc: album cieszy oko.
Reasumując – kolejny album ze Świata Akwilonu nie przynosi wstydu. Seria trzyma poziom i jeśli lubicie tego typu klimaty nie powinna Was zawieść. Ja z niecierpliwością czekam na moment (mam nadzieję, że ów moment nadejdzie), kiedy to losy bohaterów poszczególnych serii zaczną się splatać w jedną całość. Ale przed nami prawdopodobnie jeszcze długa droga.
Jako ciekawostkę dodam, że na okładce „Wybrańca półelfów” nie ma... wybrańca. Jest inny bohater, który też odegra niemałą rolę w całej opowieści.