Kolejny album ze świata Elfów wydany w ramach serii „Świat Akwilonu” nosi tytuł „Biały Elf o czarnym sercu”. Tym razem dostajemy opowieść o przeznaczeniu, zaufaniu, trudnych wyborach i konsekwencjach, jakie się z nimi wiążą. 

Jak już wiemy z poprzednich albumów, w Świecie Akwilonu żyje kilka różnych ras elfów. Tym razem – jak już sam tytuł sugeruje - opowieść skupia się na Białych Elfach. To starożytna, pokojowo nastawiona rasa, która żyje nieco na uboczu, nie angażując się w problemy innych nacji. Głównym bohaterem jest Fall, który poluje na mityczne stworzenie – Białego Smoka. Bynajmniej nie po to by go zabić, a z myślą o jego udomowieniu. Owo polowanie ciągnie się przez bez mała sto lat. Początkowo tropi go wspólnie z przybranym ojcem, później Fall podąża śladem smoka na własną rękę. Dobierając pod drodze innego towarzysza.

Wątkiem przewijającym się przez całą opowieść są wydarzenia retrospektywne pokazujące nam historię Falla. Został opuszczony przez swoich rodziców ze względu na pewną przepowiednię. Przygarnięty przez Białe Elfy stara się dowiedzieć, czemu jego biologiczni rodzice postanowili go porzucić. Przekona się na własnej skórze, czy każdy jest kowalem własnego losu, czy też może ścieżki życia zostały już wcześniej zapisane na kartach historii i nie mamy na nie wpływu. Jego przybrany ojciec jest przekonany, że przyszłość zależy od nas samych. Czy będzie miał rację?

Z pozoru prosty komiks o tematyce fantasy porusza kilka ciekawych zagadnień, które mogą skłaniać czytelnika do refleksji. Obok wspomnianego już przeznaczenia innym wątkiem są kwestie związane z zaufaniem. Patrząc zarówno z punktu widzenia rodziców, jak i Falla który pod drodze decyduje się zabrać towarzysza przygód. Mamy też klasyczną kwestię niechęci rasowej pomiędzy poszczególnymi nacjami zamieszkującymi Świat Akwilonu. Do tego dochodzą trudne wybory i konsekwencje podjętych przez bohatera decyzji. 

Nie chcę pisać więcej o fabule samego albumu, bo jest to dość krótka opowieść, a każde nieuważnie napisane słowo może zdradzić więcej niż bym chciał. Mimo krótkiej formy, na kartach albumu dzieje się zaskakująco dużo, a autor opowieści (tym razem jest nim Olivier Peru) nie pozwala się nudzić czytelnikowi. Nie brakuje tu widowiskowych pościgów czy soczystych scen akcji. Komiks nie odstaje od pozostałych albumów serii i wzbogaca naszą wiedzę na temat Świata Akwilonu.

Od strony graficznej jest dość standardowo. Powiedziałbym, że to taka klasyczna frankofońska kreska fantasy. Rysownikiem jest Stephane Bileau, który wpisuje się w nurt swoich poprzedników. Trudno mu cokolwiek zarzucić, bo rysunki stoją na niezłym poziomie (ja lubię tego typu prace). Podobnie jak w poprzednich albumach artysta operuje stonowanymi barwami, w których dominują beż i różne odcienie brązu. Nie ma tu krzykliwych i jaskrawych kolorów. 

W mojej ocenie komiks stoi na podobnym poziomie, jak wcześniejsze albumy wydane w ramach serii. Nie jest ani lepszy, ani jakoś specjalnie gorszy. Podobnie jak inne zeszyty zawiera w sobie pierwiastki skłaniające czytelnika do chwili zadumy nad losami bohaterów. Czyta się go lekko i przyjemnie. Generalnie rzecz biorąc, jeśli podoba się Wam klimat Akwilonu, to lektura tej pozycji nie powinna Wam przynieść zawodu.