Przed Wami komiks, w którym nie ma dialogów i dymków narracyjnych. Artysta opowiada całą historię za pomocą obrazów. Wystarczy to jednak do tego, by obudzić w czytelniku niepokój i przekonanie, że zaraz wydarzy się coś strasznego. Thomas Ott po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w budowaniu napięcia i kreowaniu historii, które zostają w głowie na dłużej.

W październiku nakładem Kultury Gniewu ukazało się wznowienie komiksu „Cinema Panopticum” autorstwa Thomasa Otta. Wcześniej mogliście mieć już do czynienia z innymi publikacjami szwajcarskiego artysty (m.in. „Las”, „Exit” czy „R.I.P.”). Znakiem rozpoznawczym tworzonych przez Otta komiksów jest specyficzna warstwa graficzna. Autor korzysta bowiem z techniki zwanej scratchboardingiem, która polega na zdrapywaniu z czarnego papieru białych warstw. Najpierw pokrywa czarną farbą jasną powierzchnię tektury, a później wydobywa za pomocą różnych narzędzi (m.in. skalpeli technicznych) pierwotny kolor. Brzmi to skomplikowanie i zapewne w rzeczywistości takie jest. Thomas Ott doprowadził tę technikę do perfekcji i uczynił ją znakiem rozpoznawczym swoich komiksów. „Cinema Panopticum” było nominowane w 2006 roku do nagrody za najlepsze rysunki na festiwalu w Angouleme.

Główną bohaterką komiksu jest dziewczynka, która udaje się do wesołego miasteczka. Dysponuje niewielkim budżetem, więc większość atrakcji jest dla niej niedostępna. Na uboczu znajduje jednak namiot, w którym znajdują się cztery urządzenia. Każde z nich wyświetla inną historię – wystarczy wrzucić monetę, by dać się ponieść wyobraźni. Do wyboru jest „Hotel”, „Czempion”, „Eksperyment” i „Prorok”. Te z pozoru niewinne tytuły, kryją za sobą mroczne historie. Takie, których nie powinny oglądać małe dziewczynki…

Każda z nich zaczyna się z pozoru niewinnie. Jednak już od pierwszych kadrów czytelnik odczuwa nieodparte wrażenie, że za chwilę coś się wydarzy. Gęsta atmosfera i niepokój wylewają się z kart opowieści niezależnie od podejmowanej przez autora tematyki. Słabo oświetlone korytarze hotelu, kruk przynoszący tajemniczy list, szalony naukowiec czy wreszcie zagadkowe symbole, to tylko niektóre elementy , które potrafią wywołać u widza ciarki na plecach. Czytelnik podobnie jak główna bohaterka ogląda nieme obrazy przywodzące na myśl stare przedwojenne filmy. Thomas Ott nie rozprasza odbiorcy dialogami czy dymkami narracyjnymi. Każdą z historii wieńczy zaskakujący i nieprzewidywalny finał. Łącznie zakończeniem opowieści, które każdy może zinterpretować na swój sposób.

Siłą komiksu jest jego klimat. Historie nie są bowiem przesadnie skomplikowane. Każda z nich odwołuje się jednak do pewnych sytuacji zakorzenionych w naszej kulturze, które kojarzą się z grozą lub wywołują niepokój. Nawet osadzenie akcji w lunaparku nie wydaje się przypadkowym zabiegiem. Wielu z nas podświadomie czuje trudny do wytłumaczenia dyskomfort, gdy odwiedza takie miejsce. Może to wynikać z faktu, że wesołe miasteczka kryją różnej maści osobliwości i tajemnice. Nie przypadkowo w wielu dziełach popkultury znajdziemy motywy nawiązujące do lunaparków (chociażby „To”, „Joker” czy „American Horror Story”). Niby kojarzą się z zabawą, a jednak pozostawiają nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak.

Jeśli szukacie dobrej lektury na Halloween, to „Cinema Panopticum” powinna znaleźć się w kręgu Waszych zainteresowań. To zbiór naprawdę mocnych opowieści w klimatach grozy, które nikogo nie pozostawią obojętnym. Jeśli nie ze względu na warstwę graficzną, to z uwagi na niebanalne motywy podejmowane w opowiadanych historiach. A jeśli poczujecie niedosyt, sięgnijcie po pozostałe komiksy Thomasa Otta – naprawdę warto.

[Współpraca reklamowa. Album do przygotowania recenzji otrzymałem od wydawnictwa Kultura Gniewu. Wydawca nie ma wpływu na moją ocenę.]