Przez wakacje narobiłem sobie zaległości z serią „DC Bohaterowie i złoczyńcy”. Nie jestem na bieżąco, ale kryjąc się przed słońcem w namiocie na plaży nie mogłem sobie odmówić przyjemności sięgnięcia po przygody młodego Damiana i Jona. Żartowałem sobie nawet na Instagramie, że historia zatacza koło. Przed trzema dekadami przebywając z rodzicami nad bałtyckimi plażami z wypiekami na twarzy śledziłem przygody Clarka Kenta i Brusa Wayne'a wydawane przez TM-Semic. Po trzydziestu latach robię w zasadzie to samo, tyle że ja już jestem stary, a czytam przygody nastoletnich synów Supermana i Batmana...

Być może to wakacyjne słońce przygrzało mi czachę, a może wpłynął na mnie leniwy klimat ostatnich dzikich plaż, ale przy lekturze 54 kolekcji pod tytułem „Supersynowie” bawiłem się całkiem nieźle. To kawał dość śmiesznego i rozrywkowego komiksu. Nie ma co owijać w bawełnę i pisać zbyt długich rozprawek – to raczej prosta historia, ale ma w sobie to coś. Kulisy powstania komiksu poznacie we wstępie napisanym przez redakcję. W skrócie: inicjatywa DC Odrodzenie miała rzucić nową świeżość w uniwersum DC. Jedną z jej emanacji było stworzenie przygód młodego Batka i Supka, czyli synów poważnego Batmana i ultrapoprawnego Supermana. 

Za scenariusz odpowiada Peter J. Tomasi, który o serii mówi tak: „Lubię tę rodzinną dynamikę, zapewnioną przez postaci dwóch synów. Lubię obserwować te dzieciaki, które są swoim kompletnym przeciwieństwem, podobnie jak ojcowie. Wystarczy ich po prostu ze sobą zestawić, aby zrobiło się zabawnie i ekscytująco. To dzieje się samo (...)” - mówi cytowany we wstępie do komiksu Tomasi. I w zasadzie ten cytat to kwintesencja tego, co będziemy śledzić na kartach komiksu. Jak to się mówi – kontrasty się przyciągają, a Damian i Jonathan są jak ogień i woda. Jeden mega poważny 13-latek, drugi po prostu zwykły, nieco dziecinny10-latek. Sami domyślcie się który to który. Ale jeden bez drugiego by sobie nie poradził.


I tak przechodzimy płynnie do fabuły komiksu. Ta nie jest jakoś specjalnie skomplikowana. Chłopaki mierzą się bowiem z echami wirusa Amazo. Superklony, wartka akcja, kupa śmiechu i przede wszystkim relacje między młodzieńcami. No i te dialogi...

- Muszę zapytać. Czy tym masz w ogóle jakieś supermoce?

- Zamknij się.

- Mam na myśli – poza tym, że dajesz się łatwo złapać.

- Gdybyś po prostu wezwał pomoc jak mówiłem. Ale nie, ty musisz zawsze wszystko wiedzieć lepiej!

I te kłótnie supermałolatów przewijają się przez cały komiks. Ale w sumie kto ma dzieci, ten się w cyrku nie śmieje.... ;)

Uzupełnieniem tomiku jest opowieść o zwierzakach, czyli zeszyt Annual #1 o Lidze Superzwierzaków. Ot, przyjemna ciekawostka – niemal niema, bo zwierzaki nie gadają zbyt wiele. Przyjemna historyjka na podsumowanie przepychanek między Damianem a Jonathanem.

Warto dodać dwa słowa o rysunkach. Choć mamy tu trzech rysowników – J. Jimenez, A. Borges i P. Pelletier, to ich style są bardzo zbliżone do siebie. Generalnie nazwałbym to cartoonową kreską. Choć wiem, że gdzieś przez grupy komiksowe na FB przewinęła się niedawno poważna dyskusja na temat tego co to znaczy „cartoonowa kreska”. Ale na szczęście to mój blog, więc nie muszę się stosować do sztywnej, fachowej terminologii. Zresztą zobaczcie sami screeny:


Kupić czy nie kupić? Trudno powiedzieć. Ja prenumeruję kolekcję, więc dla mnie to kolejny album, który muszę mieć, by grzbiet na półce wyglądał fajnie. Pewnie gdybym miał wybulić 45 zł na solowy występ „supergówniaków” mocno bym się zastanowił. Ale skoro „dostałem” w ramach kolekcji, to nie narzekam. Całkiem śmieszna pozycja – mi się podobała.

No, a miało być krótko....