Ciąg dalszy przygód XVIII wiecznego „Indiany Jonesa”. Drugi tom zawiera w sobie trzy oryginalne albumy: “Demon w Watykanie”, “Święta Dolina” i “Skarb Świątyni”. Tym razem akcja przenosi nas na Wschód - Armando Catalano podróżuje do Stambułu, Anatolii i Ziemi Świętej. I podobnie jak w przypadku pierwszej części, także i teraz możemy liczyć na całkiem niezłą rozrywkę.

To skojarzenie z Jonesem nasunęło mi się ze względu na podobną branżę, w której działają obaj panowie. Obaj są bowiem archeologami, choć każdy z nich kieruje się innymi pobudkami. A także ze względu na awanturniczo-przygodowy charakter przygód obu bohaterów. Skorpion nie jest jednak przedstawicielem wydziału kultury, a raczej cwanym złodziejaszkiem,  który poszukuje skarbów i handluje nimi wśród możnych. 

Wplątuje się jednak w niemałą kabałę, która sięga szczytów władzy Państwa Watykańskiego. Zadziera z nowym papieżem, a na skutek wydarzeń z pierwszego tomu, porachunki z głową Kościoła Katolickiego przybierają formę osobistej vendetty. By obalić Trebaldiego potrzebny jest pewien artefakt, który może zatrząść fundamentami Kościoła. W jego poszukiwaniu Armando udaje się do Ziemi Świętej, o którą przed laty walczyli krzyżowcy z muzułmanami. Niestety jego tropem podąża masa ludzi, którzy chcą mu uprzykrzyć archeologiczne śledztwo.



„Skorpion” to komiks autorstwa Enrico Mariniego (rysunki) i Stephena Desberga (scenariusz). To klasyczna opowieść z gatunku płaszcza i szpady. Trup ściele się gęsto, potyczka goni potyczkę, nie brakuje tu efektownych pościgów i zaskakujących zwrotów akcji. Ukontentowani powinni być też fani teorii spiskowych, którzy lubią grzebać w historii wiary katolickiej (np. podobały się im książki Dana Browna). Nie brakuje tu też klasycznych łamigłówek godnych samej Lary Croft („Tomb Rider”) czy wspomnianego już Indiany Jonesa. 

Scenariusz napisany jest naprawdę sprawnie – nie jest przekombinowany (to w sumie prosta historia), nie ma tu zbędnych dłużyzn, nic nie wnoszących dialogów czy niedokończonych wątków. Każdy album kończy się niemałym cliffhangerem, zmuszając czytelnika do zerknięcia na kolejną stronę. Komiks połyka się z prawdziwą przyjemnością.


Oczywiście niemała w tym zasługa Enrico Mariniego. Jak już wielokrotnie pisałem, jestem fanem jego prac.  Każdy z jego kadrów to małe dzieło sztuki. Tym razem moją uwagę szczególnie przykuły rysunki, na których przedstawiono zabytki i pejzaże ze Stambułu czy Anatolii. Artysta drobiazgowo odwzorował także stroje z minionych epok czy uzbrojenie. Nie sposób też nie wspomnieć o pięknych kobietach, które Marini rysuje z największym pietyzmem (z lekkim mangowym sznytem). To zresztą jeden ze znaków rozpoznawczych jego wszystkich serii. 

Reasumując, „Skorpion” to moim zdaniem bardzo dobra pozycja. Powinna przypaść do gustu zwłaszcza osobom, które lubią historie spod znaku płaszcza i szpady. Ale nie tylko – to także kawał dobrej awanturniczo-przygodowej lektury poruszającej kilka ciekawych wątków historycznych. Polecam!

Egzemplarz do napisania recenzji otrzymałem z wydawnictwa Egmont