Lubicie serial „The Walking Dead”? Ja też, choć nie dałem rady zmęczyć ostatniego sezonu (a może dwóch?). Zrobiła się z tego papka na miarę „Pierwszej Miłości” czy innych takich. Pamiętam, jak przed laty wyrwałem zęba i leżałem obolały na L4 pochłaniając z zapałem kolejne odcinki pierwszych sezonów  serialu. Nawet jak już przestało mnie boleć, mówiłem żonie, że umieram i leżałem trupem (nomen omen) przed TV chłonąc postapokaliptyczną wizję przyszłości. To była bomba, coś innego, coś nowego! Także dlatego, że jego twórcy skupili się w dużej mierze nie tyle na epatowaniu klimatami gore, ale na relacjach międzyludzkich. Nie od dziś wiadomo, że człowiek człowiekowi wilkiem (a zombie zombie zombie).

Do brzegu panie Wojtku, bo znowu odpływasz pan w innym niż chciałeś kierunku. A chciałeś pisać o serii komiksowej „W.E.” spod pióra Huberta Ronka. Nie jest to nowość, bo pierwsze numery ukazały się już jakiś czas temu. Hubert postanowił nam pokazać apokalipsę w rodzimym, swojskim wydaniu. Co prawda zombie tu nie uświadczysz, ale są inne, nie mniej straszne zjawiska, np. … brak prądu (z zombie każdy wie, jak sobie poradzić, ale jak żyć bez prądu?). Brak prądu to brak internetu, światła, cyfrowych pieniędzy i tym podobnych dobrodziejstw, z którymi mamy styczność na co dzień. Ludzie z XXI wieku muszą się cofnąć do XIX wieku. A dla przyzwyczajonych do życia w dobrobycie nie jest to proste. Na jaw wychodzą najbardziej pierwotne instynkty.

Autor wrzuca nas w sam środek apokalipsy. Pokazuje ją z perspektywy przeciętnej polskiej rodziny. Pewnego dnia komórki przestają działać, ludzie zaczynają szturmować sklepy, zaczyna się bezlitosna walka o każdy litr paliwa. Bohaterowie (rodzina 2+2) postanawiają opuścić swoje miasto i udać się na wieś do rodziców. Jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem. Robertowi i Marcie nie udaje się dotrzeć do celu. Po drodze zmuszeni są bowiem do postoju, który skutkuje brzemiennymi w skutkach wydarzeniami. W efekcie rodzina zostaje rozdzielona. I tu zaczynają się schody.


Hubert Ronek (na pewno znacie go ze słynnej już „Odysei Antka Szczęsnego”) pisze nam scenariusz godny wspomnianego wyżej „The Walking Dead” czy chociażby „The Last of Us”. Zresztą sam autor w materiałach dodatkowych nie kryje inspiracji tymi seriami. Wyciąga jednak z nich to, co najlepsze i podlewa samemu opracowaną mieszanką wyśmienitego sosu. Komiks jest na wskroś realistyczny, choć Hubert trzyma się swojej cartoonowej kreski, którą znacie z „Odysei”. Może ona na początku powodować pewien dysonans, ale po pierwszych kilku stronach wsiąkamy w klimat wykreowanego przez artystę świata. Nawet mimo tego, że postacie mają wielkie głowy, kulfoniaste nosy i wielkie oczy, czuć klimat wszechobecnego niepokoju.

Komiks jest czarno-biały. I tu w zasadzie mam jedną uwagę – dla czytelniejszego odbioru sceny retrospektywne mogłyby być jakoś osobno oznakowane. Czy to innymi ramkami, czy też jakąś osobną grafiką. Nie mam pomysłu, jedynie podpowiadam. W kolorowych komiksach sceny nawiązujące do przeszłości czasami podawane są w kolorach sepii.

Autor napoczyna kilka ciekawych wątków. Osobno śledzimy losy rodziny Roberta, jego rodziców, rodziców Marty, gromady Grubego, sąsiadów rodziców, niejakiego Hfastka i innych postaci pojawiających się w serii. A jest ich sporo. Jedni mają bardziej przyjazne usposobienie, inne starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości, wykorzystując słabości innych. Dzieje się dużo i trudno oderwać się od lektury. Hubert Ronek skupia się przede wszystkim na relacjach międzyludzkich, dzięki czemu seria wciąga niczym ruchome piaski. Co warto zaznaczyć – postacie te wydają się wiarygodne. Przejmująca jest scena, gdy mały chłopiec zostawiony sam w lesie nie może zasnąć i trzęsie się ze strachu. Nie ma tu miejsca na super-hero. Jest realistycznie, momentami smutno.


Dla mnie osobiście „W.E.” to jeden z ciekawszych projektów polskiego komiksowa. Jak wspomniałem, autor napoczął kilka ciekawych wątków i mam nadzieję, że wybrnie z nich w sensowny sposób. Życzyłbym sobie i Wam, by seria nie skończyła się na kilku numerach (obecnie jest ich pięć), bo zapowiada się nad wyraz intrygująco. Widziałbym ją nawet jako tasiemca ukazującego się regularnie co jakiś czas. Jako bardzo dobrą polską odpowiedź na „The Walking Dead” czy „The Last of Us”. Hubert powiesił sobie wysoko poprzeczkę i mocno liczę na to, że wyjdzie ze starcia z tarczą.

Pierwsze numery „W.E.” przeczytałem w abonamencie Empik Go. Uznałem jednak, że muszę mieć to na papierze. Zaprosiliśmy autora na nasze Radomskie Spotkania z Komiksem i Mangą, więc była okazja by kupić w wydaniu albumowym. Kupiłem pakiet pięciu zeszytów, a autor dorzucił do niego dwa dodatkowe zeszyty z blankami (no i zrobił super wyrys). Na co dzień komiks ukazuje się w ramach crowdfoundigowej inicjatywy autora na łamach serwisu wspieram.to. Wspierający mogą zgarnąć dodatkowe, naprawdę fajne bonusy. Pozycja cieszy się dużą popularnością, więc raczej nie jestem odosobniony w swojej opinii.

Nie umiem tak dobrze pisać o komiksach, jak Hubert je rysuje. Ale zaprawdę powiadam Wam: bierzecie, bo to kawał solidnego polskiego komiksu!