Drugie tomy „Elfów” i „Krasnoludów” utwierdzają mnie w przekonaniu, że chcę zanurzyć się głębiej w świat Akwilonu. Szczerze mówiąc, początkowo nie oczekiwałem po tych seriach zbyt wiele – wydawało mi się, że będą to kolorowe opowiastki kierowane w stronę młodszych czytelników. Jak się jednak okazuje, jest to całkiem dobre fantasty nawet dla takiego dziadersa jak ja.

W czerwcu Egmont wypuścił na rynek kolejne dwa albumy z tej serii. Jest to „Odro z Bractwa Monety” („Krasnoludy”) i „Honor Leśnych Elfów” („Elfy”). Historie w nich opowiedziane nie są powiązane z wcześniej omawianymi przeze mnie komiksami z tej serii. Podobnie jednak jak poprzednio, „Krasnoludy” są bardziej mroczną odsłoną, podczas gdy „Elfy” mają zdecydowanie lżejszy charakter. 

Tym razem w ramach pierwszej serii dostajemy opowieść o krasnoludzie imieniem Ordo. Jest to ponura historia o niziołku, który w dniu swoich szóstych urodzin został przekazany na nauki do stowarzyszenia Czarnej Loży, by docelowo stać się egzekutorem. W odróżnieniu do Redwina z pierwszej części, Ordo nie miał wpływu na swój los. Stał się pionkiem w grze potężnych sił, stając się precyzyjną maszyną do zabijania. W pewnym momencie coś w nim jednak pękło – zdecydował się dokonać skoku na legendarny skarb Czarnej Loży – Serce Smoka. Mamy tu więc krasnoludzką wersję filmowego hitu „Ocean’s Eleven”. Ordo kompletuje drużynę, która pomoże mu dokonać rabunku. Z komiksu dowiemy się, jakie to będzie miało konsekwencje dla niego oraz całego świata niziołków.

Komiks jest utrzymany w gorzkiej tonacji. Narratorem jest sam główny bohater, który dzieli się swoimi przemyśleniami i historią z czytelnikiem. Początkowo możemy nawet współczuć Ordonowi, który został tak brutalnie potraktowany przez swoją rodzinę. Z biegiem lektury wczuwamy się w klimat i zaczynamy mu kibicować. Sprawnie napisany scenariusz (ponownie Nicolas Jarry) gwarantuje dobrą rozrywkę, mimo iż nie ma w niej zbyt wielu twistów fabularnych. Nie oznacza to jednak, że komiks nie potrafi zaskoczyć. Czyta się go lekko, choć dialogów i dymków narracyjnych jest tu sporo. Świetnie wypada także warstwa wizualna. W moim odczuciu lepiej niż w przypadku „Elfów”.


Przejdźmy teraz do „Honoru Leśnych Elfów”. Wspomniałem, że historia tu opowiedziana ma nieco lżejszy charakter. Pozwólcie mi rozwinąć tę myśl. Drugi tom długouchych nie jest może tak ponury jak „Krasnoludy”, ale też nie jest to lekka lektura dla dzieciaków. Swoim klimatem bardziej przypomina mi epickie fantasy pokroju J.R.R. Tolkiena niż kryminalną intrygę w świecie skrytobójców. 

Tym razem czytelnik trafia w sam środek akcji dziejącej się na ziemiach należących do ludzi.  Ich terytoria oblegane są przez armię krwawych orków. Oblężeni są na straconej pozycji – znikąd nie mogą liczyć na pomoc. Księżniczka Llali decyduje się na desperacki krok – chce poprosić elfy o wsparcie. Problem w tym, że elfy i ludzie są skłóceni od setek lat. Czy znajomość z jednym z elfów będzie w stanie zmienić tę sytuację?

Fabuła z początku wydaje się nieco nudnawa i przewidywalna, ale im dalej w las (nomen omen) tym robi się ciekawiej. Nie wszystko będzie takie, jak z początku mogłoby się wydawać. Knucie i intrygi są tu na porządku dziennym, ale jak sam tytuł wskazuje kwestie honoru odegrają tu kluczową rolę. To właśnie na ten aspekt scenarzysta (znów Jarry) postawił szczególny nacisk – i to nie tylko jeśli chodzi o elfy.

Od strony graficznej jest przyzwoicie. Generalnie nie ma co narzekać, ale „Krasnoludy” wypadają na tle „Elfów” zdecydowanie lepiej. Maconi (rysunki) zachwyca głównie epickimi scenami batalistycznymi, w których możemy podziwiać ścierające się armie ludzi i orków. Nieźle wypadają też widowiskowe pejzaże. Nieco słabiej natomiast wyglądają natomiast twarze ludzi czy elfów. Nie na tyle jednak źle, by pastwić się nad rysownikiem.


Czasami w branży muzycznej mówi się, że udany debiut artysty nie musi świadczyć o tym, że kolejne płyty będą równie dobre. Testem jest druga płyta, która powinna utwierdzić w przekonaniu, że muzyk zna się na rzeczy. W przypadku „Elfów” i „Krasnoludów” mogę powiedzieć, że „druga płyta” jest równie dobra co rynkowy debiut. Póki seria będzie trzymała taki poziom, zamierzam kompletować kolejne albumy ze świata Akwilonu. Także dlatego, że brakowało mi tego typu frankofońskich serii oraz „zeszytówek”, które mógłbym kupować co miesiąc. 

Egzemplarze recenzenckie otrzymałem od wydawnictwa Egmont.