Seria „Thorgal” wraz ze swoimi pobocznymi cyklami jest jedną z najdłużej wydawanych serii komiksowych w Polsce. Główna opowieść doczekała się już 40 albumów, a oprócz tego mieliśmy przecież jeszcze „Kriss De Valnor”, „Louve” i „Młodzieńcze lata”. W sklepach za sprawą wydawnictwa Egmont ukazał się właśnie nowy komiks pod tytułem „Żegnaj, Aaricio”, który tym razem wchodzi w skład serii „Thorgal. Saga”. 

Jak pisze wydawca, w ramach „Thorgal. Saga” będą się ukazywać dzieła utalentowanych autorów, których Lombard poprosił o wykreowanie nowych przygód wzbogacających sagę Dziecka z Gwiazd. Autorem „Żegnaj Aaricio” jest Robin Recht, który rysował m.in. pierwszy tom cyklu „Trzeci Testament: Juliusz”. To co na pierwszy rzut oka wyróżnia nową serię od poprzednich albumów jest przede wszystkim objętość komiksu (112 stron) oraz brak wikińskich ornamentów na okładce. Napis „Thorgal” i tytuł są po prostu pozłacane. 

Jak sugeruje już sam tytuł i okładka, Aaricia umiera. Thorgal jest sędziwym starcem, którego wiek można szacować na 70-kilka lat. Nie może jednak pogodzić się ze stratą kobiety, która była przy nim przez całe życie. Nieoczekiwanie z „pomocą” przychodzi mu podstępny wąż Nidhogg, który oferuje mu pierścień Uroborosa. Pierścień, który pozwala przenieść się w czasie. Dla zrozpaczonego Thorgala jest to ostatnia szansa na spotkanie ukochanej. Nawet tak szlachetny bohater nie może oprzeć się kuszeniu potwora. Niestety, eksperymentowanie z liniami czasu i zmiana biegu wydarzeń może mieć brzemienne skutki. To, co nastąpi po nałożeniu pierścienia na palec, może zmienić całe uniwersum wykreowane przez Van Hamme'a i Rosińskiego. 

W tym akapicie uchylę jeszcze rąbka tajemnicy, ale bez większych spojlerów. Akcja komiksu „Żegnaj, Aaricio”, przenosi się w okres, który znamy z albumu „Aaricia” (#14). Co ciekawe, Robin Recht wiernie odwzorował planszę z 35 strony oryginalnego wydania. Mowa o sytuacji, kiedy to Aaricia i Solvieg oglądają potajemnie naszyjnik z łez. Jednak nie dane będzie im zajrzeć do łodzi, która pojawi się na horyzoncie. W oryginale płynął nią Vigrid. Tu jednak ciąg opowieści przerwie inne wydarzenie, które zmieni bieg historii. Finalnie młoda księżniczka zostanie uprowadzona – i wcale nie przez pomniejszego boga z Asgardu. 

Celowo wspominam o tej 35 stronie z „Aarici”, bo Recht bardzo dobrze naśladuje styl Grzegorza Rosińskiego z tamtego okresu. Odwzorował tę planszę toczka w toczkę. Rysunki są naprawdę prima sort. Można się oczywiście czepiać detali, ale w ogólnym rozrachunku pod względem wizualnym jest naprawdę bardzo dobrze.  

Po lewej Rosiński, po prawej Recht.

Uważny czytelnik znajdzie oczywiście więcej odniesień do oryginalnej sagi o Thorgalu. Mam tu na myśli m.in. pierścień pozwalający podróżować w czasie. Taki sam, który wystąpił we „Władcy Gór” (#15). Są też nawiązania do „Gwiezdnego Dziecka” (#7) i przeszłości Thorgala. A nawet do „Zdradzonej czarodziejki” (#1). Ogólnie „Żegnaj, Aaricio” fajnie wpisuje się w oryginalną serię o Thorgalu. Nie burzy kontinuum, nawiązuje do klasyki, pokazuje alternatywną rzeczywistość.

Co by nie mówić, komiksy z serii „Thorgal” trzymają pewien poziom, poniżej którego nie schodzą. Oczywiście na przestrzeni dekad miały swoje lepsze i gorsze momenty. Jest przecież grono fanów, które twierdzi, że seria skończyła się gdzieś w okolicach „Słonecznego miecza” (#18) (a Mettallica na albumie „Kill'em All”). Ale moim zdaniem wciąż jest to jedna z najlepszych serii komiksowych wszech czasów. A pierwszy numer cyklu „Thorgal. Saga” nie przynosi wstydu. Oby więcej takich pobocznych historii.

Komiks do recenzji przekazało mi wydawnictwo Egmont. Wydawca nie ma wpływu na moją ocenę.