Nie będę owijał w bawełnę - „Zagłada Gotham” to jeden z moich ulubionych komiksów o Batmanie. Chyba głównie ze względu na klimaty grozy łączące światy DC, Hellboya i mitologii Cthulhu. Bo między bogiem a prawdą, pod względem fabularnym nie jest to jakiś szczególnie wybitny komiks. Ale czytałem go już w życiu kilka razy – za każdym razem dobrze się bawiąc. A chyba o to chodzi prawda?

Zacznijmy od nazwisk. Scenariusz napisali Mike Mignola i Richard Pace. Rysunki wykonał Troy Nixley, a dzieła kolorystów dopełnili Dennis Janke i Dave Stewart. Na pewno co najmniej jedno z powyższych nazwisk jest Wam dobrze znane. Tak, mam na myśli Mignolę, twórcę m.in. Hellboya. Wiecie zatem, czego mniej więcej można się spodziewać po tym artyście (narysował zresztą swoją charakterystyczną kreską okładki do „Zagłady Gotham”). To ponure, mroczne, często wiktoriańskie klimaty, pełne różnej maści gadów i płazów. Pamiętacie słynne „Sanctum” o Batmanie wydane przez TM-Semic? Była to historia wymyślona i narysowana przez niego właśnie. I w takich klimatach utrzymana jest mniej więcej „Zagłada Gotham”.


Mignola czerpie pełnymi garściami z wymyślonej przez Howarda Phillipsa Lovecrafta mitologii Cthulhu o pradawnych istotach przybyłych z kosmosu i obecnie zamieszkujących trzewia ziemi. Co ciekawe, owa mitologia została nazwana „mitologią Cthulhu” dopiero po śmierci pisarza. Po raz pierwszy tego terminu użył niejaki August Derleth. Według wizji Lovecrafta, pewnego dnia owi przedwieczni obudzą się i zawładną ziemią. Nawiasem mówiąc sam Lovecraft jest też pomysłodawcą słynnej księgi „Necronomicon”. Jej nazwa pojawia się po raz pierwszy w napisanym w 1922 roku opowiadaniu Ogar (The Hound). Dziś księga ta pojawia się w wielu dziełach współczesnej popkultury.

Akcja komiksu “Zagłada Gotham” przenosi nas do alternatywnej wersji świata DC lat 20-tych XX wieku (w DC wpisuje się to w tzw. serię DC Elseworlds). Alternatywnej, bo kreuje nowe wizje i historie, w których osadza dobrze nam znanych bohaterów. Alternatywnej także dlatego, że w Gotham działa już Batman (a postać ta debiutuje dopiero 1939 roku). I dlatego, że w komiksie pojawiają się postacie o nazwiskach, które znamy z oficjalnego uniwersum, ale tu pełnią zupełnie inne role. Miejsce akcji to – najpierw Antarktyda, później – Gotham.


Ekspedycja wysłana na Biegun poszukuje załogi naukowca Oswalda Cobelpotta. Odkrywają porzucony statek i martwe ciała. W trakcie eksploracji kontynentu natrafiają na ślady pradawnej cywilizacji. Postanawiają zakopać je w tajemnicy, ale zabierają na pokład jedną ze skażonych kontaktem z obcymi osób. Statek dociera do Gotham, a w mieście zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Wszystko zmierza ku „Zagładzie Gotham”. Zagadkę postanawia rozwiązać Bruce Wayne, m.in. dlatego, że to za pośrednictwem jego statku przybyły do miasta tajemnicze zjawiska. Ale także dlatego, że od śmierci swoich rodziców żądny jest sprawiedliwości, a od niedawna działa jako Batman. No i pewnie też dlatego, że po przybyciu do swojego domu znajduje w pokoju zwłoki. Tyle tytułem fabuły.

Ilustrator Troy Nixley nawiązuje swoją kreską do rysunków jakie znamy z prac Mignoli o Hellboyu. Nie wiem czy to celowy zabieg stylistyczny, bo nie kojarzę innych prac autora.  W każdym razie tu sprawdza się to bardzo dobrze, potęgując klimat grozy. Gotham jest ponure i brudne, utrzymane w wiktoriańskiej stylistyce. Podziemia miasta kryją tajemnicze przejścia, a w kanałach lęgną się potwory. Do tego dochodzą przywołane przez antagonistów demony. 

Batman będzie miał kupę roboty zanim rozwiąże swoje śledztwo podejmie się próby wyrwania miasta ze szponów pierwotnego zła. Okupi to jednak wielkim poświęceniem, które na zawsze zmieni jego charakter. Na swojej drodze spotka liczne postacie z uniwersum DC. Jedne pojawią się w swoich klasycznych rolach, inne - w zupełnie nowych. Czytelnik będzie więc mógł skonfrontować dwie wizje świata DC i ocenić samemu, która dla niego jest bardziej przekonywująca. Ja dałem się kupić tej alternatywnej wizji.

Podsumowanie napisałem już we wstępie - pomimo kilku ułomności, mnie ten komiks się podoba. Zżymać się można na prostą fabułę, może nieco niedostateczne wykorzystanie mitologii Lovecrafta czy jakieś drobne głupotki, ale w ogólnym rozrachunku to bardzo dobra pozycja dla miłośników grozy i klimatów trykociarskich. 

To już bodajże trzecie wydanie tego komiksu, które trafiło w moje ręce. Kiedyś miałem pierwsze wydanie z Egmontu, później na mojej półce pojawiło się wydanie z WKK DC, teraz trafiła wersja DC Deluxe. Komiks jest bardzo ładnie wydany i nawiązuje swoją estetyką do innych pozycji z tej linii wydawniczej. Ma czarną okładkę z wytłoczonym tytułem, a na okładce mamy obwolutę ze skrzydełkami. Posłowie do wydania napisał Człowiek z popkultury, czyli Kamil M. Śmiałkowski. Warto przeczytać, bo sporo w nim ciekawostek.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego komiksu.