„Assassin's Creed – Miecz Shao Jun” to kolejna komiksowa propozycja wydawnictwa Egmont skierowana do fanów gier komputerowych. Wcześniej pojawiły się m.in. obrazkowe wersje „Cyberpunka 2077” czy „Wiedźmina”* od CD Projekt RED. W marcu na rynku zadebiutowały komiksy z serii „Dungeons & Dragons”**, a teraz Egmont wypuszcza serię „Assassin's Creed” i „Far Cry” (Ubisoft). Przy czym Assassin's Creed w dwóch odsłonach – jako mangę („Miecz Shao Jun”) i standardową amerykańską zeszytówkę („Valhalla”). Ja zdecydowałem się nabyć mangę, bo po lekturze „Star Wars - Leia” wzrósł mój apetyt na tę formę komiksu.

„Miecz Shao Jun” nawiązuje do wydanej w 2015 roku gry komputerowej „Assassin's Creed Chronicles: China”. Tak się składa, że akurat w tę wersję nawet trochę pograłem. O ile mnie pamięć nie myli, była dołączana do czasopisma CD-Action. Gra odróżniała się od standardowej serii Assassin's Creed tym, że była platformówką w 2D. Niemniej fajnie się w nią grało, choć na pewnym etapie trudności odpuściłem sobie eksplorację i finalnie gry nie ukończyłem. Zobaczyłem jednak wystarczająco dużo, by teraz znaleźć pewne elementy zbieżne między mangą a grą.


Akcja komiksu przenosi nas do XVI wiecznych Chin. Główna bohaterka, czyli zabójczyni Shao Jun powraca na Wschód, by zemścić się na Templariuszach za wybicie bractwa Assassynów. W pierwszych scenach zastajemy ją w niewoli, ale jak nietrudno się domyślić, szybko się z niej wydostaje. I tak zaczyna się pełna akcji przygoda, w której będziemy śledzić dalsze losy Shao Jun. W historii pojawi się też tajemnicza szkatułka, o którą będą zabiegać obie strony konfliktu. Wiele więcej o fabule nie jestem w stanie napisać, by nie psuć Wam zabawy płynącej z lektury. Dodam jedynie, że jest to raczej – przynajmniej na tym etapie – dość prosty komiks akcji. Być może fabuła skomplikuje się w kolejnych odcinkach, bo są przesłanki by stawiać taką tezę.

Elementy wspólne gry i mangi?  Oczywiście już sami bohaterowie, ale ten wątek pomińmy. Na pewno jednym z czytelniejszych odniesień będzie krycie się zabójczyni w ciemnych pomieszczeniach przed strażnikami. W grze Shao chowała się w nieoświetlone miejsca przed patrolami wojsk wroga. Inna nawiązanie to oczywiście skok wiary, oraz krążący w okolicy sokół, będący szóstym zmysłem bohaterki. Mamy też charakterystyczne dla serii momenty eksterminacji kluczowych bossów, gdzie akcja zwalnia, by zabójca z ofiarą mogli wymienić ostatnie słowa. 




I oczywiście mamy Animusa – przypomnijmy, że akcja gier toczy się na dwóch płaszczyznach czasu. W teraźniejszości i we wspomnieniach. W mandze, w „realu” bohaterką jest niejaka Lisa, będącą potomkiem Shao Jun. Templariusze zachęcają ją do uczestnictwa w eksperymencie pod płaszczykiem badań nad jej problemami z agresją. 

Reasumując, komiks „Assassin's Creed – Miecz Shao Jun” nie wybija się jakoś specjalnie ponad przeciętność, ale czyta się go w zasadzie dość przyjemnie. Wydaje mi się, że to przede wszystkim pozycja dla fanów gry, którzy znajdą w mangowej adaptacji sporo odniesień do pierwowzoru. Pod względem graficznym trudno tej pozycji cokolwiek zarzucić. Klasyczna wschodnia kreska, czytelne kadry, przejrzyste plansze. Czyta się to szybko, ale niestety dość szybko uchodzi z pamięci. Atutem jest też na pewno cena – 33 zł z okładki, po standardowym „internetowym” rabacie to raptem około 22 zł. Myślę, że za tę kwotę można zaryzykować i samemu wystawić ocenę. Dla mnie to jakieś 3 na 6. 

* tak, wiem, że książka była pierwsza :)

** tak, wiem, że papierowe RPG były pierwsze :)