Omawiając trzeci tom „Knightfall” marudziłem, że jest on słabszy od swoich poprzednich części. Zastanawiałem się też, w jakim kierunku potoczą się losy bohaterów w „czwórce”. Dziś jestem świeżo po lekturze „Końca Mrocznych Rycerzy” i śmiało mogę powiedzieć, że opowieść wróciła na właściwe tory. To bardzo dobry komiks, dorównujący moim zdaniem pierwszym dwóm częściom. Wciągnął mnie na tyle, że pochłonąłem go zaledwie w dwa wieczory.

Dla porządku podsumujmy krótko to, co działo się w Knightfallu na przestrzeni trzech pierwszych albumów. Streszczę to w sześciu zdaniach, ale w oryginale potrzebne było ponad 2 tys. stron komiksu ;-) Batman zostaje pokonany przez Bane. W roli Mrocznego Rycerza wciela się zastępca - Jean Paul Valley z zakonu Św. Dumasa. Nowy Batman jest bardziej mroczny i bezwzględny - rozpoczyna swoją krwawą krucjatę w Gotham. Nie waha się zabijać. W międzyczasie Bruce Wayne rozpoczyna poszukiwania porwanej terapeutki dr. Shondry Kinsolving oraz ojca Tima Drake'a (aktualnego Robina). Kiedy dowiaduje się o problemach w Gotham postanawia wrócić do gry. 

W czwartym tomie “Knightfall” obserwujemy ponownie poczynania Brusa Wayne’a. Przypomnę, że “trójka” w całości poświęcona była Jean Paulowi Valley’owi. O ile mnie pamięć nie myli, Bruce wystąpił tam zaledwie na jednym czy dwóch kadrach. W “Końcu Mrocznych Rycerzy” Wayne’a i Alfreda zastajemy na wyspie Santa Prisca, gdzie obaj bohaterowie prowadzą poszukiwania zaginionej doktor i ojca Robina. Na tym wątku skupia się pierwsza część opowieści o podtytule “KnightQuest”. Druga część historii to już “KnightsEnd”, którą z grubsza można podzielić na dwie opowieści: powrót Brusa do formy i konfrontacja Mrocznych Rycerzy. 


Szczegółów fabuły nie będę Wam zdradzał, bo być może jesteście dopiero przed lekturą tej pozycji. Mnie niesamowicie ciekawiło to, jak Wayne ponownie wcieli się w rolę Człowieka Nietoperza i co zrobi z Valley’em. Scenarzyści wybrnęli z tego całkiem nieźle. Dodam też, że oryginalny format zeszytowy zdecydowanie przysłużył się całej opowieści - niemal każdy epizod kończy się niezłym cliffhangerem, przez co z ciekawością zaglądamy na kolejną stronę. W grach mówi się w takim przypadku o “syndromie jeszcze jednej tury” ;-) W efekcie trudno było mi się oderwać od lektury, i jak wspomniałem wyżej, ponad 600 stron zleciało jak z bicza strzelił.

Tym razem nie dostajemy nawału superbohaterów. Epizodycznie występują Brown Tiger, Gypsy, Green Arrow, a trochę więcej miejsca poświęcono Catwoman, która odegra w całej historii niemałą rolę. Po stronie Brusa staną z kolei Nightwing i Robin. Akcji będzie sporo, niektóre pojedynki będą się ciągnęły przez wiele stron. Na szczęście scenarzyści nie wpadli na pomysł, by okrasić je blokami zbędnego tekstu, więc komiks nie traci na dynamice. Lata 90 to ten moment, gdy powoli odchodzono od przegadanych narracyjnie kadrów. 

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to za scenariusz odpowiadają Dennis O’Neil, Alan Grant, Chuck Dixon, Doug Moench i Jo Duffy. Rysowników jest aż 10. Są tu m.in. takie nazwiska jak Bret Blevins, Graham Nolan czy Jim Balent. Graficznie jest całkiem fajnie - solidna rzemieślnicza robota z lat 90-tych. Bez eksperymentów i udziwnień. Duże, przejrzyste kadry napakowane akcją. W zasadzie style rysowników są do siebie na tyle podobne, że nie odczuwa się zmiany pióra podczas kluczowych momentów. No może za wyjątkiem pierwszych historii ilustrowanych przez Sala Velutto. On ma trochę inny styl.

Co ciekawe, opisane tu historie w zasadzie mogłyby zamknąć sagę Knightfall. Tworzą spójną, zamkniętą opowieść. Wydawca przewiduje jednak jeszcze jeden, ostatni tom. Knightfall #5 będzie nosił tytuł “Nowy Porządek”. Nie są mi znane te komiksy, więc sugerując się tytułem mogę jedynie spekulować, że historie tu opowiedziane będą o nowym ładzie, który zapanuje pod rządami starego-nowego Batmana. Zresztą Brus na kartach omawianego tu albumu zapowiada, że będzie musiał dokonać pewnych zmian.

Generalnie Knightfall #4 to bardzo dobry komiks. Oczekiwałem czegoś na miarę “Krucjaty Mrocznego Rycerza”, ale na szczęście miło się zaskoczyłem. Polecam!