Ileż to razy można opowiadać tę samą historię od nowa? Pewnie niezliczoną. Grunt, by gawędziarz potrafił zachęcić do siebie odbiorcę i przekonać do słuchania opowieści. Czasami chodzi o detale, czasami o narrację czy pewne ubarwienia, by nadać nowy charakter starej bajce. Tym razem w rolę gawędziarzy wcielili się Jeph Loeb (scenariusz) i Tim Sale (rysunki), który podali nam po raz kolejny opowieść o genezie Supermana. Ale zrobili to z takim wdziękiem, że żal nie wysłuchać tej bajki do końca.

39. tom kolekcji „Bohaterowie i złoczyńcy DC” od Hachette nosi tytuł „Superman na cztery pory roku” („Superman for All Seasons”) i z tego co się orientuję jest to na naszym rynku wydawniczym dublet. Komiks przed kilkunastoma laty wydał już Egmont pod tytułem „Superman na wszystkie pory roku”. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji sięgnąć po ten tytuł, to gorąco zachęcam. Mimo iż po raz kolejny opowiada o tym, jak to Clark Kent wyrusza ze Smalville do Metropolis, by robić karierę dziennikarza i zarazem ratować ludzkość jako superbohater. Czyli historię, którą znamy na pamięć. 

Tym co na pewno rzuci się Wam w oczy przed lekturą komiksu będą rysunki. Tim Sale przepięknie zilustrował całą opowieść. Rysunki są duże – rzec można nawet epickie (często zajmujące nawet dwie strony). Tam gdzie trzeba są pełne szczegółów i detali. Zastosowano delikatną, pastelową kolorystykę. Doskonale przedstawiono samego głównego bohatera. W roli Clarka Kenta wygląda na osiłkowatego, rozkojarzonego ciamajdę, jako Superman emanuje potęgą, siłą i pewnością siebie. Podręcznikowo, ale z wdziękiem. 

Historia została podzielona na cztery główne, symboliczne rozdziały odpowiadające porom roku. W rolę narratora każdej opowieści wcieliła się inna osoba. Wiosna należy do ojca Clarka – Jonathana Kenta. Opowiada o kończącej się epoce dorastania Clarka w Smalville. Dylematach dotyczących tego, jak powinna potoczyć się przyszłość człowieka obdarzonego supermocami. W narratorkę pierwszego, gorącego i intensywnego lata spędzonego przez Clarka w Metropolis wcieliła się Lois Lane. Jesień zdominował Lex Luthor i jego przygasająca na tle Supermana gwiazda. Z kolei ostatni zimowy rozdział opowiedziała Lana Lang, beznadziejnie zakochana w Clarku dziewczyna z małego miasteczka. Całość uzupełnia kilka krótkich historyjek, do których scenariusz napisał Jeph Loeb.

Po lekturze komiksu nasuwa mi się określenie takie jak „ballada o narodzinach Supermana”. To ciepła historia o tym, jak coś się kończy, a coś zaczyna. Sporo jest tu przemyśleń i dylematów, a nawet wzruszających scen. Dużo o relacjach między ludźmi. Mniej jest akcji, choć i tej nie brakuje. Autorzy zastosowali zupełnie inne podejście do całej historii niż John Byrne w swoim kultowym „Człowieku ze stali”. Tam przedstawiono encyklopedyczną genezę Supermana, którą podlano sosem dobrej sensacji. Tu – skupiono się na uczuciach i rozterkach.

Tradycyjnie wydanie od Hachette uzupełniają materiały dodatkowe. Oprócz wspomnianych trzech krótkich historyjek napisanych przez Jeph'a Loeb'a, mamy tu wstęp i noty o twórcach oraz posłowie Nicka Jonesa opowiadające o genezie pór roku.

Reasumując – polecam. Bardzo fajny, dobrze napisany i zilustrowany komiks.