W końcu przeczytałem pierwsze dwa kilogramy sagi „Knightfall”, czyli tom #1 o podtytule „Prolog”. Opasłe tomiszcze, chyba najgrubsze w mojej kolekcji. Pięknie wydane w twardej oprawie, liczące blisko 700 stron. Jest to historia przybliżająca czytelnikowi jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Batmana, czyli jego upadek. Część opowiedzianych tu przygód Mrocznego Rycerza znana jest czytelnikom, którzy wychowali się na komiksach wydawanych przez TM-Semic. Ale nie wszystkie. Wydanie to uzupełnia pewne wątki pokazując nam kompletną historię gehenny Bruce'a Wayne'a. Zebrane tu historie zostały pierwotnie wydane na początku lat 90-tych XX wieku, a do polskiego czytelnika trafiły chwilę później.

„Knightfall – Prolog”  rozpoczyna się mocnym akcentem – opowieścią Venom spod pióra Dennisa O'Neil'a (znaną czytelnikom TM-Semic). Opowieść ta pokazuje nam zupełnie inne oblicze Batmana, niż to do którego przywykliśmy. Mroczny Rycerz okazuje się podatny na słabości tytułowego narkotyku, tak samo jak każda inna ofiara środków uzależniających. Dalej przechodzimy do genezy Bane'a (autorstwa Chucka Dixona i Douga Moench'a) – od momentu jego narodzin do ucieczki z więzienia Santa Prisca. Po drodze mamy potyczki Batmana z mniejszymi lub większymi złoczyńcami – Czarną Maską, Fanem Heavy Metalu, Headhunterem czy generałem Ulyssesem. „Batman Knightfall – Prolog” zawiera też jeszcze jedną, dobrze znaną polskiemu czytelnikowi historię - „Miecz Azraela” (również autorstwa O'Neila). Postać tego bohatera będzie się przewijać w opowieści już do samego końca. Na uwagę zasługuje ponadto historia „Przysięgi”, w której na pierwszy plan wysunie się komisarz Gordon i jego przyszła małżonka. Niemałą rolę odegrają też Lucius Fox, Robin i tradycyjnie Alfred.

Przez całą opowieść przewijać się będzie oczywiście postać Bane'a. Antybohatera, który za punkt honoru postawi sobie pokonanie Mrocznego Rycerza. Bane do akcji podejdzie jednak rozsądnie – niczym łowca będzie obserwował swoją zwierzynę, analizując jej mocne i słabe strony. W międzyczasie Bruce Wayne będzie powoli podupadał na zdrowiu. Akcja będzie rozwijać się powoli, nieśpiesznie, ale czytelnik nie będzie miał powodów do nudy. Jak to w komiksie superbohaterskim bywa, wrażeń nie zabraknie. Całość zakończy się mocnym występem Bane'a, który wprowadzi nas bezpośrednio do tomu drugiego.

Mogę zaryzykować stwierdzenie, że mimo trzech dekad na karku, opowiedziane tu historie czyta się nadal bardzo dobrze. Nie wszystkie są wybitne, ale ich obecność jest konieczna do przedstawienia czytelnikowi pełnego obrazu zdarzeń. Niektóre z nich zestarzały się nieco, co widać po archaicznej narracji czy pewnych uproszczeniach. Rysunkom w zasadzie ciężko coś zarzucić - dominuje klasyczna kreska, jaką znamy z lat 90-tych. Nie ma tu raczej fajerwerków, a solidna rzemieślnicza robota. Rysowników jest wielu. Wyróżniają się m.in. dobrze znane polskiemu czytelnikowi nazwiska takie jak Jim Aparo, Tom Mandrake czy Joe Quesada. 

„Knightfall – Prolog” to klasyczne opowieści o Batmanie. Historia tu opowiedziana jest spójna i nie wymaga od czytelnika znajomości całego uniwersum DC. Poszczególny bohaterowi wprowadzani są stopniowo i zazwyczaj przedstawiona jest nam ich geneza. Nie ma mieszania innych wymiarów, nie ma natłoku zbędnych superbohaterów czy mordobić ciągnących się przez kilkadziesiąt stron. To klasyka z lat 90-tych. Batman przedstawiony jest raczej jako detektyw, który krok po kroku mierzy się z przeciwnościami losu. Z tego względu komiks wydaje się przystępny nawet dla niedzielnego czytelnika. A warto się z nim zapoznać, bo opowiada o jednym z najważniejszych wydarzeń w historii DC.