Piąty i zarazem ostatni tom serii Hill House nosi tytuł „Daphne Byrne”. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę jedynie, że seria opowiada historie grozy, aspirujące do miana komiksowych horrorów. Nie inaczej jest i tym razem. „Daphne Byrne” przenosi nas do XIX-wiecznego Nowego Jorku. Do czasów gazowych latarni, bufiastych sukien, konnych dorożek i rozkwitającego spirytualizmu. Za scenariusz odpowiada tym razem Laura Marks (autorka sztuk teatralnych i scenarzystka filmowa) a rysunki wykonał Kelley Jones (rysował m.in. Batmana i Sandmana).
Dla scenarzystki Laury Marks „Daphne Byrne” to debiut komiksowy. Trzeba przyznać, że całkiem udany, choć miksuje w nim elementy, które znamy z innych horrorów. Czy to źle? Moim zdaniem – nie. Robi to w umiejętny sposób, mieszając w tyglu sprawdzone przepisy i stopniowo dawkując napięcie. Są seanse spirytystyczne, demony, tajne stowarzyszenia i wiele innych elementów składających się na dość udaną mieszankę grozy doprawioną szczyptą mistycyzmu. Komiks czyta się dobrze. Nie jest przeładowany dialogami, a liczne suspensy zachęcają do zapoznania się z kolejną stroną.
Oczywiście niemała w tym zasługa ilustratora. Kelley Jones dobrze odnalazł się w wiktoriańskich klimatach – świetnie odzwierciedlił stroje, czy wnętrza z minionej epoki. A także demony i dziwne postacie czające się w kątach starych domostw. Choć jego kreska jest raczej klasyczna, to całkiem nieźle oddaje niepokojący klimat opowieści.
Seria Hill House, choć krótka, miała swoje lepsze i gorsze momenty. „Daphne Byrne” moim zdaniem stanowi całkiem udane zwieńczenie cyklu. O ile poprzednie tomy prezentowały różny poziom grozy, to w przypadku piątego albumu możemy mówić o horrorze z prawdziwego zdarzenia.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
0 Komentarze