Piąty i zarazem ostatni tom serii Hill House nosi tytuł „Daphne Byrne”. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę jedynie, że seria opowiada historie grozy, aspirujące do miana komiksowych horrorów. Nie inaczej jest i tym razem. „Daphne Byrne” przenosi nas do XIX-wiecznego Nowego Jorku. Do czasów gazowych latarni, bufiastych sukien, konnych dorożek i rozkwitającego spirytualizmu. Za scenariusz odpowiada tym razem Laura Marks (autorka sztuk teatralnych i scenarzystka filmowa) a rysunki wykonał Kelley Jones (rysował m.in. Batmana i Sandmana).


Tytułowa Daphne Byrne to 14 letnia dziewczynka, która przeżywa żałobę po tajemniczej śmierci ojca. Śmierć ta stanowi nie tylko osobistą tragedię, ale wpędza nastolatkę wraz z matką w problemy finansowe. Wdowa po panu Byrne szuka ukojenia na seansach spirytystycznych, co nie do końca podoba się jej córce. Zwłaszcza, że podczas takich spotkań rzekomo rozmawia ze swoim zmarłym mężem. 

Daphne ma z kolei problemy z rówieśniczkami w szkole, a na domiar złego zaczyna się jej wydawać, że popada w obłęd. U jej boku pojawia się bowiem tajemnicza postać obdarzona dziwnymi mocami. „Brat”, bo tak każe się nazywać zjawa, nawiedza ją w snach i na jawie. Wyzwala w Daphne moce, o których dziewczynka nie miała pojęcia. Atmosfera robi się coraz gęstsza, gdy okazuje się że wdowa jest wykorzystywana przez niecnych ludzi.

Dla scenarzystki Laury Marks „Daphne Byrne” to debiut komiksowy. Trzeba przyznać, że całkiem udany, choć miksuje w nim elementy, które znamy z innych horrorów. Czy to źle? Moim zdaniem – nie. Robi to w umiejętny sposób, mieszając w tyglu sprawdzone przepisy i stopniowo dawkując napięcie. Są seanse spirytystyczne, demony, tajne stowarzyszenia i wiele innych elementów składających się na dość udaną mieszankę grozy doprawioną szczyptą mistycyzmu. Komiks czyta się dobrze. Nie jest przeładowany dialogami, a liczne suspensy zachęcają do zapoznania się z kolejną stroną.

Oczywiście niemała w tym zasługa ilustratora. Kelley Jones dobrze odnalazł się w wiktoriańskich klimatach – świetnie odzwierciedlił stroje, czy wnętrza z minionej epoki. A także demony i dziwne postacie czające się w kątach starych domostw. Choć jego kreska jest raczej klasyczna, to całkiem nieźle oddaje niepokojący klimat opowieści.

Seria Hill House, choć krótka, miała swoje lepsze i gorsze momenty. „Daphne Byrne” moim zdaniem stanowi całkiem udane zwieńczenie cyklu. O ile poprzednie tomy prezentowały różny poziom grozy, to w przypadku piątego albumu możemy mówić o horrorze z prawdziwego zdarzenia.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.