To jeden z moich ulubionych numerów TM-Semicowego Punishera. Wydaje mi się, że głównie dzięki temu, że zawiera historię zilustrowaną przez Johna Romitę Jr. Facet ma dość oryginalny styl. Jego kanciasta kreska, masywne postaci i grube nosy mają swoich fanów i krytyków. Ja należę do tej pierwszej grupy – łykam jak pelikan wszystko to, co narysuje. Ale numer 2/1994 to nie tylko Romita Jr. To także Simon Bisley i Punisher 2099.

Punisher TM-Semic

Redaktorzy upakowali do tego 50-stronicowego numeru aż cztery historie. Pierwsza, najdłuższa wyszła spod pióra Romity Jr. Opowiada o nocnym polowaniu „Pogromcy” na mordercę kobiet uprawiających jogging w parku. Punisher zmienia się w łowcę wyczekującego na zwierzynę. Ma nawet swoje stanowisko na drzewie. Podczas nocnego koczowania rozprawia się „przy okazji” brutalnie z kilkoma innymi przestępcami okupującymi nocą park. Nie przebiera w środkach, morduje jak leci.


- Czterech zabitych, a mój puls nie przekroczył 80 uderzeń na minutę. Rozgrzewka – konkluduje w pewnym momencie.

W końcu trafia na oprawcę, na którego polował. Napada on na dziewczynę uprawiającą jogging. Okazuje się, że jest to policjantka „pod przykrywką”. A w zasadzie policjantka, która na własną rękę chce złapać mordercę. Punisher i jego nowa "partnerka" działają poza prawem i mają zbieżne motywy. Tak nawiązuje się kruchy alians. - Chyba oszalałem zgadzając się na ten układ… - myśli Castle. Co z tego wyniknie? Finał nie będzie oczywisty.


Kolejna historia przenosi nas do Kambodży, do dystryktu Siem Pang. To krótkie, kilkustronicowe opowiadanie. Ranny Punisher zostaje wyłowiony z rzeki przez młodą kobietę. Jak się okazuje, jest ona terroryzowana przez psychopatycznego partnera. Na domiar złego, ów partner ma porachunki z gangsterami, którzy właśnie w tym czasie odwiedzają jego hacjendę. Tu nie będzie niespodzianki [SPOJLER ALERT] – Punisher rozwali wszystko i wszystkich. Historię tę zilustrował Shawn McManus. Jego twórczość nie jest mi niestety bliżej znana.




„Dziki płomień” to tytuł kolejnej opowieści zamieszczonej w tym wydaniu. Tu ilustracjami zajął się kultowy Simon Bisley (znacie go z Lobo lub Slaina). Historia została rozpisana na cztery strony, więc powiem w skrócie: Bisley jak to bywa w jego zwyczaju robi totalną rozpierduchę. Jest też oczywiście odrobina czarnego humoru. Punisher wpada do fabryki cracku prowadzonej przez czterech emerytów. Robi to, do czego został stworzony i odjeżdża masywnym, karykaturalnym wozem (jak to u Bisley’a bywa) w siną dal.


Ostatnia historia przenosi nas do roku 2099, czyli futurystycznej wersji Punishera. Wydaje mi się, że było to pierwsze spotkanie polskich czytelników z tą wersją „Pogromcy”. Frank Castle AD 2099 rozprawia się z gangiem chirurgów – przestępców, którzy łapią ofiary w celu wycięcia im organów. Błyskają lasery, ale Frank stawia na klasykę. - Magnum 54 to najlepsza broń jaką wyprodukowano. Ten staromodny pistolet zostawia staromodną dziurę w ciele ofiary – filozoficznie stwierdza Castle.


A na deser zostawiam Was z zespołem Biohazard i świetnym kawałkiem Punishment z filmu Punisher z 1989 r. (z Dolphem Lundgrenem)