Album, od którego zaczęła się moja przygoda z detektywem mroku – Dylan Dogiem. Wasza najprawdopodobniej zresztą też, bo był to pierwszy numer serii wydany na naszym rynku. „Johnny Freak” oryginalnie ukazał się w 1993 roku, a jego polska premiera nastąpiła osiem lat później. Pamiętam, że do zakupu skłoniła mnie intrygująca okładka narysowana przez Mike’a Mignolę, którego jestem wielkim fanem.

Dylan Dog – Johnny Freak

Jest piątek, a w piątki lubię sięgać do swojej biblioteki, wybierać stare komiksy i odświeżać sobie ich zawartość. Tym razem wybór padł na Dylan Doga, postać którą darzę szczególną sympatią. Dylan specjalizuje się w rozwiązywaniu zagadek z pogranicza horroru i zjawisk paranormalnych. Obecnie jego przygody wydaje Oficyna Wydawnicza Tore, ale wcześniej około 20 numerów wydał Egmont.

Jak już wspomniałem, okładkę narysował Mike Mignola, więc komiks obiecywał mroczną historię. I tak jest w rzeczywistości, choć komiks zilustrował włoski rysownik Andrea Venturi. Rysunki nie są złe, choć oczywiście zupełnie inne niż Mignoli. Jego styl jest raczej realistyczny i jakoś specjalnie nie wyróżnia się na tle innych autorów serii. Ale zakładam, że taka jest też konwencja – bez kombinowania. Ogólnie komiks ogląda się bardzo dobrze i subiektywnie rzecz biorąc nie mam żadnych uwag. Po prostu jest ok.

Scenariusz napisał z kolei Mauro Marcheselli we współpracy z Tiziano Sclavi, czyli autorzy którzy „zjedli zęby” na historiach z detektywem mroku. Co ciekawe, historia opowiedziana w komiksie oparta jest ponoć na faktach. A opowiada ona o około 18-letnim chłopcu, który został znaleziony w tajemniczych okolicznościach w komórce na narzędzia. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Johnny – bo tak został ochrzczony przez Dylana – został w przeszłości potwornie okaleczony. Amputowano mu nogi, wycięto nerkę i pozbawiono innych organów. Będącemu wrakiem człowieka chłopcu media nadały przydomek „Freak” (z ang. dziwadło).

Dylan nie pozostał obojętny na los Johnnego. Chłopiec nie mówi, więc jego historia stanowi tajemnicę. Detektyw postanawia rozwiązać jego zagadkę, a tropy prowadzą go do tzw. wyższych sfer. Chłopiec okazuje się też niezwykle utalentowany. Jest uzdolniony muzycznie i potrafi pięknie rysować. I właśnie jego rysunki stanowią trop dla detektywa. Okazuje się – jak nietrudno się domyślić – że Johnny stał się dawcą organów.

Historia opowiedziana przez Mauro Marcheselli i Tiziano Sclavi chwyta za serce. Mimo iż nie mamy tu do czynienia z typowymi dla Dylana zjawiskami paranormalnymi, to opowieść czyta się z zapartym tchem. Oczywiście nie jest ona pozbawiona charakterystycznych elementów dla serii, czyli typowego dla Groucho wisielczego humoru. Ale summa summarum jej wydźwięk jest jednak smutny. To historia o przyjaźni, oddaniu i miłości. Osobom, które nie miały jeszcze do czynienia z tym albumem, serdecznie go polecam. Naprawdę fajna lektura, która nie pochłania dużo czasu.