Aquaman - Z głębin. Recenzja komiksu

Ósmy tom serii „Bohaterowie i złoczyńcy DC” przynosi nam historię o Aquamanie. Przyznam szczerze, że lektura tego komiksu była dla mnie przyjemnością. Za scenariusz odpowiada Geoff Johns, a rysunki wykonali Ivan Reis (ołówek) i Joe Prado (tusz). Panowie w 2009 r. odświeżyli postać Aquamana i tchnęli w niego nowe życie. Historia tej postaci tradycyjnie, jak to w tomach Hachette bywa, została skrupulatnie opisana we wstępie i dołączonym pod koniec albumu eseju Nicka Jonesa. Warto zapoznać się z tymi dodatkami.

Na tom „Z głębin” składają się cztery opowiadania. Dlatego czyta się go dość przyjemnie, bo dostajemy opowieść od samego początku reaktywowanej serii (od zeszytu Aquaman #0). Nie ma więc skomplikowanych nawiązań do przeszłości, co dla nieobeznanego z serią czytelnika (czyli mnie) jest dużym plusem. W pierwszym, wprowadzającym zeszycie poznajemy historię postaci i motywy, którymi się kieruje.

Choć widzę tu pewną niekonsekwencję fabularną – pod koniec pierwszego zeszytu Arthur dociera do Atlantydy, która od teraz ma stanowić miejsce, w którym będzie żył. Natomiast w kolejnym zeszycie Aquaman #1 bohater mieszka z Merą w latarni morskiej na wybrzeżu. Moim zdaniem brakuje tu jakiegoś wyjaśnienia, skąd ta zmiana, ale być może czytelnik dowiaduje się tego w późniejszych zeszytach serii – nieopublikowanych w Polsce.

Następnie dostajemy tytułowe opowiadanie o potworach z głębin, które zaatakowały ludzi na lądzie (Aquaman #1-4). Jak wspomniałem, bohater mieszka już z Merą i rusza na pomoc lokalnej społeczności. Choć opowiadanie zapowiada się całkiem ciekawie, to mam jednak wrażenie że zostało zbyt szybko ucięte. Kolejna historia rzuca światło na to, co się stało z królestwem Atlantydy, a jeszcze następna przybliża nam sylwetkę Mery. Niestety album kończy się cliffhangerem i zostawia czytelnika z poczuciem niedosytu. No ale takie są prawa serii, która została nam przedstawiona tylko do oryginalnego numeru szóstego.

Co ciekawe dla osób, które oglądały film Aquaman z 2018 r. część scen będzie znajoma. Twórcy tego filmu dość wiernie oddali historię postaci przedstawioną w komiksie. Mamy więc motyw latarni morskiej czy Vulko, który opowiada się po stronie Arthura. Tylko sama postać Aquamana została przedstawiona inaczej – w komiksie jest on gładko ogolonym, krótkowłosym blondynem ;)

Jeszcze dwa słowa o warstwie graficznej. Rysunki Ivana Reisa i Joe Prado są fantastyczne. Dokładne, szczegółowe, budzące grozę w scenach z potworami i wprawiające w zachwyt przy odwzorowywaniu podwodnych pejzaży. Plusem jest niewątpliwie spójna warstwa graficzna, gdyż nad przedrukowanymi w tym albumie zeszytami pracowali ci sami graficy. Drobne zastrzeżenia można mieć ewentualnie do ostatniej opowieści, gdzie za ołówek odpowiada także Joe Prado. Widać już nieco inny styl i trochę mniej ciekawe szkice twarzy. Ale ogólnie, w mojej ocenie i tak jest bardzo fajnie.

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza