Czwarty tom Wiedźmina niespecjalnie mi się podobał. W piątym numerze wszystko wraca jednak na właściwe tory. Dostajemy klimatyczną opowieść, przepełnioną melancholią i tęsknotą za lepszymi czasami. Za scenariusz odpowiada Bartosz Sztybor, z kolei rysunkami zajął się Amad Mir.

Wiedźmin #5 Zatarte wspomnienia. Recenzja komiksu

Geralt tuła się po kraju w poszukiwaniu zleceń na potwory. Tych jest jednak coraz mniej, więc Wiedźminowi zaczyna dokuczać syndrom pustej sakiewki. Wspomina lepsze czasy, kiedy to gościńce pełne były dzikich stworzeń, a w każdej wsi dało się nająć do płatnej pracy. Przez chwilę próbuje swoich sił jako rybak, ale w końcu dostaje płatne zlecenie w jednej z pobliskich miejscowości. Miasteczko do niedawna mlekiem i miodem płynące zostało nawiedzone przez mglaki, które zabijają małych chłopców. Nad miastem góruje wieża, w której mieszka tajemniczy czarodziej, jednak jak wynika ze słów pani burmistrz, mag jest zbyt zajęty, by rozwiązań problem upiorów. Wiedźmin przyjmuje zlecenie, ale nie wszystko pójdzie po jego myśli.

„Zatarte wspomnienia” to w mojej opinii całkiem udany tom. Scenariusz trzyma się kupy, a duży nacisk położono na warstwę psychologiczną. Utrzymany jest w melancholijnym tonie, traktuje o przemijaniu, skłania do refleksji. Ale wcale nie jest przegadany – czyta się go bardzo dobrze. Są też oczywiście sceny walki, ale można odnieść wrażenie, że są – bo muszą być w komiksie o Wiedźminie. Moim zdaniem tom obroniłby się nawet bez nich.

Jeśli chodzi o rysunki, to styl Amad Mira przywodzi mi na myśl Mike Mignolę. Jest ponuro, mrocznie, klimatycznie. Może rysunki nie są perfekcyjne, czasami może nawet niedokładne, ale mają swój czar. Szczególnie ładnie wyglądają m.in. rysunki budowli czy pejzaży. Ogólnie komiks oceniam na plus.