W moich komiksowych podróżach kursuję ostatnio między Gotham a planetą Pandarwią. Tym razem wziąłem na tapet 7 tom Storma, w skład którego wchodzą dwa albumy: „Zabójca z Eribanu” i „Ogary Marduka”. To klasyka europejskiego komiksu – wspomniane tytuły wydane zostały w latach 80-tych XX w.

Storm tom 7. Zabójca z Eribanu / Ogary Marduka



Album „Siedmiu z Aromatery” zostawił nas w momencie, w którym trójka bohaterów – Storm, Rudowłosa i Nomad podryfowali na kosmicznym dmuchawcu w nieznane. W tym miejscu zastaje nas album „Zabójca z Eribanu”. Bohaterowie trafiają na opuszczony statek, na którym znajdują tylko jednego pasażera. Jest nim niewinnie wyglądający chłopiec o imieniu Renter Ka Rauw. W rzeczywistości jest wyszkolonym zabójcą, który w kilka chwil sprowadza do parteru trójkę ocaleńców. Trafiając do jego niewoli dowiadują się, że chłopak ma ważną misję do wypełnienia – ma zabić króla jednego z państw Pandarwii. Będzie to jego egzamin na zawodowego zabójcę. Trójka bohaterów nie ma większego wyboru – musi mu towarzyszyć w wyprawie.

Z kolei tom „Ogary Marduka” przynosi nam kontynuację wątku zapoczątkowanego w „Labiryncie Śmierci”. Storm, Rudowłosa i Nomad ponownie trafiają na celownik teokraty Marduka, który opętany jest obsesją porwania Anomalii (czyli Storma). Tym razem, jak sam tytuł wskazuje, wysyła w pościg swoje ogary – pół ludzi pół psy.

Obie historie są klasycznymi opowieściami z uniwersum Storma. Jak zwykle rysunki Dona Lawrence’a stoją na wysokim poziomie. Hiperrealistycznie przedstawione postaci i piękne, tętniące życiem miasta sprawiają, że nie sposób oderwać się od lektury. Kadry są wypełnione są po brzegi detalami, a postacie wyglądają niczym wprost wyjęte z fotografii. Zarzucić nic nie można także scenariuszowi – „Zabójca z Eribanu” to jedna z ciekawszych opowieści przedstawionych na łamach sagi. Fanom serii nie trzeba rekomendować tego albumu, a pozostałych Czytelników zachęcam do dania szansy Stormowi. Naprawdę warto ;)