Czytam dalej run Toma Kinga. Dobrnąłem do tomu 9, który nosi tytuł „Drapieżne Ptaki”. Już sama okładka zdradza, że tym razem będziemy mieli do czynienia z Oswaldem Cobblepotem, lepiej znanym jako Pingwin. Jak dobrze wiecie, to jeden z ikonicznych adwersarzy Mrocznego Rycerza.

Batman tom 9. Drapieżne ptaki. Recenzja komiksu

Tom 9 popycha główny wątek historii do przodu. Ale tylko trochę, bo poświęcona jest mu jedynie połowa zeszytu. Pogrążony w żałobie Pingwin wychodzi z Arkham i aranżuje spotkanie z Batmanem. Zdradza mu, że tak naprawdę za całym zamieszaniem, które w ostatnich dniach wstrząsnęło Gotham stoi Bane. Batman nie daje temu wiary, bo przecież Bane jest wrakiem człowieka odsiadującym swój wyrok – w stanie wegetatywnym – w Arkham. Historia kończy się niespodziewania w połowie tomu 9, a druga połowa zeszytu wypełniona jest zapchajdziurami, czyli krótkimi opowiadaniami ze świata Batmana. Spośród nich w zasadzie tylko jedna historia zasługuje na uwagę – nosi ona tytuł „dzień ojca” i rzuca nowe światło na relacje Bruca i Alfreda.

Nie wiem jaki jest sens rozbijać historię i upychać do niej dodatkowe, niewiele wnoszące wątki. Chyba chodzi tylko o to, by przedłużyć serię o kilka zeszytów i wyciągnąć kasę od czytelników. Mnie się ten pomysł nie podoba, bo wybija z rytmu i rozprasza. Ale ok, biorę do ręki kolejny tom z nadzieją, że będzie lepiej.