To już trzecie spotkanie z łowcami wampirów spod pióra Mike’a Mignoli i Warwicka Johnsona-Cadwella. Tym razem bohaterowie historii rozwiązują zagadkę zaginionego przed laty towarzysza. A autorzy - podobnie jak w poprzednich częściach - doskonale bawią się konwencją klasycznych horrorów, odbijając ją w nieco krzywym zwierciadle.

Na serię o łowcach potworów składają się obecnie trzy albumy: “Pan Higgins wraca do domu”, “Nasze potyczki ze złem” i omawiany tu dzisiaj “Falconspeare”. Co ciekawe, seria ta nie ma jednak przewodniego tytułu na okładce, a każdą z historii można w zasadzie czytać oddzielnie. Teoretycznie, bo łączą się tu pewne wątki i zdecydowanie lepiej sięgnąć po całość w kolejności chronologicznej. Jeśli jednak zdecydujecie się na lekturę od trzeciego tomu, nie poczujecie się zagubieni. Co prawda o Falconspeare jest już mowa w dwójce, ale nie ma to zasadniczego wpływu na fabułę trójki.

Jeśli jest to Wasze pierwsze spotkanie z łowcami wampirów, to należy Wam się pewne wyjaśnienie. Okładkę do komiksu zilustrował Mike Mignola, ale to nie on podjął się narysowania serii. Za grafikę odpowiada Warwick Johnson-Cadwell, a rysunki są zupełnie inne od tego do czego przyzwyczaił nas Mignola. Nie ma tu charakterystycznego dla niego mroku i grubej warstwy czarnego tuszu. Jest zdecydowanie bardziej kolorowo i szczegółowo. Rysunki są specyficzne - nieco koślawe, pozbawione perspektywy, a postacie utrzymane są w cartoonowej konwencji. Całość tworzy jednak świetną mieszankę, a komiks po prostu cieszy oko. Zwłaszcza jeśli lubicie graficzne eksperymenty.

W trzeciej części bohaterowie - profesor Meinhardt, pan Knox i pani Van Sloan podążają tropem tajemniczych liścików od ich zaginionego przed laty towarzysza - łowcy o nazwisku Falconspeare. Próbując rozwikłać zagadkę zniknięcia znanego łowcy, rzucają się w wir niebezpieczeństw, przygody i akcji. Autorzy pokażą nam co przez ten czas działo się z zaginioną postacią, oraz do jakich skutków doprowadziły podjęte przez nią czyny. Niewiele więcej mogę Wam powiedzieć tytułem fabuły, bo komiks jest stosunkowo krótki - liczy raptem 56 stron. 

Seria o łowcach wampirów to hołd oddany klasycznym horrorom. Przyznaje to zresztą już w pierwszym tomie sam Mike Mignola. Podczas pracy nad komiksami autorzy inspirowali się m.in. hammerowskimi “Draculami”, “Nieustraszonymi łowcami wampirów” Polańskiego, czy filmami takimi jak “Narzeczona Draculi”. Uważny czytelnik wychwyci jednak więcej inspiracji - chociażby w nawiązaniach do “Nosferatu” Herzoga, czy “Draculi” Stockera/Copolli. 

Podobnie jak dwie poprzednie części, także “Falconspeare” trzyma poziom. Duet Mignola i Johnson-Cadwell dostarczają czytelnikowi przyzwoitej rozrywki utrzymanej w konwencji horroru. Nie brakuje tu jednak wpływów z innych gatunków literackich, takich jak chociażby komedii, satyry czy groteski. Na pewno jest to jedna z ciekawszych wariacji na temat wampirów i innych straszydeł. Jeśli lubicie takie klimaty, seria nie powinna sprawić Wam zawodu. Polecam, ja bawiłem się przednio.

Egzemplarz recenzencki komiksu “Falconspeare” otrzymałem od wydawcy - Non Stop Comics.