Kontynuuję przegląd pozycji z mojej osiedlowej biblioteki. Mało tam komiksów o super-hero, ale zaskakująco dużo perełek o bardziej poważnej tematyce. Wyłowiłem właśnie kolejną, która pojawiła się na rynku w 2020 roku i kompletnie ją przegapiłem w momencie debiutu. Mam na myśli komiks „Nim wstanie dzień”, który zilustrował Ernesto Gonzales. To antologia opowiadań o wojnie. Scenariusz do krótkich historyjek napisali Marika, Grzegorz Janusz, Tomasz Pastuszka i Rafał Skarżycki. 

„Najlepiej byłoby, gdyby ten komiks nigdy nie powstał” - pisze wydawca na tylnej okładce.  „Wojna to przede wszystkim śmierć, zniszczenie i rozpacz ocalałych. To o nich są te historie. O niewinnych ofiarach wojny”. I rzeczywiście, być może lepiej by było, gdyby autorzy mogli skupić się na fantastyce i wymyślaniu niestworzonych historii SF, niż opisywać wydarzenia, które miały miejsce w realiach historycznych. Choć między bogiem a prawdą, fantastyki i tu nie brakuje. Autorzy odwołują się bowiem do podań i legend warszawskich. Ale wszystko to w smutnych realiach wojennych. 



„Nim wstanie dzień” to komiks opowiadający historie powstańcze. Historie o ludziach, którzy brali udział w piekle wojny, głównie cywilach. O tym, jak ich życie codzienne zostało sprowadzone do walki o przetrwanie w trudnych warunkach. Siedem krótkich historyjek, które wgniatają w fotel i zmuszają do refleksji. Nie ma tu jednak politykowania i rozważań na temat tego, czy ten nasz ostatni zryw powstańczy był konieczny (w społeczeństwie nadal zdania są podzielone). To opowieści o losach ofiar wojny. Jedne z nich są bardziej realistyczne, inne wykorzystują elementy fantastyki – jak na przykład opowieść o syrence, złotej kaczce i bazyliszku, odwołująca się do folkloru warszawskiego. Są tu historie o duchach, jak i o prawdziwych potworach w nazistowskich uniformach. 

Graficznie jest bardzo dobrze. Pewnie większość z Was kojarzy prace Ernesto Gonzalesa, więc wiecie że to górna półka. Co jednak ciekawe, artysta nie zastosował tu realistycznej kreski – postacie są „cartoonowe”, co jednak w żaden sposób nie wpływa na odbiór zaprezentowanych historii. 


Komiks liczy zaledwie 84 strony. Na tylu stronach upchnięto aż 7 opowiadań. Trudno tu wskazać słabą historię. Każda jest inna, każda nacechowana jest emocjonalnie, każda opowiada losy doświadczonych piekłem wojny. Jedna z historii ma na przykład zaledwie 4 duże kadry – została opowiedziana na 4 stronach. 

„Nim wstanie dzień” to pozycja, z którą moim zdaniem warto się zapoznać. Tym bardziej smuci mnie fakt, że na karcie bibliotecznej odciśnięto zaledwie 2 pieczątki świadczące o wypożyczeniu komiksu. Z czego jedna z pieczątek jest „moja”...