309 skutecznych trafień miała według radzieckich źródeł legendarna snajperka Ludmiła Pawliczenko. I choć po II Wojnie Światowej pojawiły się informacje, że jej zasługi mogły być częściowo (a może i całkiem) wymyślone przez propagandę ZSRR, to nie zmienia to faktu, że w Armii Czerwonej służyło blisko 2 tys. kobiet-snajperów. Przeżyła co czwarta. Wiele z nich ma na koncie setki zabitych nazistów.
Tematyce kobiet służących w Armii Czerwonej jako snajperki poświęcony jest komiks pióra Gartha Ennisa pt. „Sara” wydany przez Mucha Comics. Ennisa znacie oczywiście z takich komiksów jak „Punisher, „Kaznodzieja” czy „Chłopaki”. „Sara” to komiks wojenny. Opowiada o siedmioosobowej grupie żołnierek, które działały na linii frontu w okresie oblężenia Leningradu. Ich zadaniem było eliminowanie Niemców w myśl zasady, że „nazista to nie człowiek”. Być może pierwowzorem dla Sary była właśnie Ludmiła Pawliczenko, legendarna snajperka. Sara również wyróżniała się na tle swojego oddziału piekielną skutecznością i bezwzględnością. I podobnie jak Pawliczenko musiała podporządkować się radzieckiej propagandzie.
Przed lekturą komiksu zastanawiałem się, czy w obecnej
sytuacji za naszą wschodnią granicą warto w ogóle poświęcać uwagę na recenzję
pozycji, która podejmuje tematykę rosyjskiej wojskowości. Po lekturze doszedłem
jednak do wniosku, że komiks w żaden sposób nie gloryfikuje dokonań Armii
Czerwonej. Ennis niczym obiektywny dziennikarz relacjonuje jedynie pewne
wydarzenia, które miały miejsce gdzieś w 1942 na obrzeżach Leningradu. Nie
opowiada się po żadnej ze stron.
Tytułowa bohaterka - Sara - jest postacią tragiczną. Jej zewnętrzny
chłód i obojętność są tylko maską dla targających nią emocji. Wstąpiła do
armii, by dokonać osobistej zemsty na nazistach, ale zdaje sobie sprawę, że zło
czai się po obu stronach. Że wydarzenia przedstawiane przez przełożonych nie do
końca odpowiadają stanowi fatycznemu. Że machina propagandy powoli, ale
skutecznie pierze mózgi zarówno obywatelom ZSRR, jak i szeregowym żołnierzom.
Że w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nikomu nie można ufać. Że z
każdym strzałem pozbawia siebie części człowieczeństwa.
Komiks ma 150 stron, na które składa się sześć zeszytów
mini-serii. Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, choć przykuwa czytelnika i zawiera
kilka ciekawych zwrotów akcji. Autor dla zwolnienia tempa bieżących wydarzeń
wykorzystuje retrospekcje. Komiks czyta się bardzo lekko - nie ma w nim
przesadnie dużo dialogów.
Słowa uznania należą się nie tylko scenarzyście, ale przede
wszystkim ilustratorowi. Steve Epting („Kapitan Ameryka”, „Velvet”) wykonał
kapitalną robotę. Ilustracje w realistyczny sposób oddają piekło wojny,
cierpienia, ale i zimowych krajobrazów Związku Radzieckiego. A także umundurowania
i osprzętu. Brawa również dla Elizabeth Brietweiser („Zabij albo zgiń”,
„Batman”, „Outcast”) – kolorystyki, która sprawnie poradziła sobie z niełatwą
przecież robotą nanoszenia barw m.in. na zimowe pejzaże czy akcentowania kontrastów i cieni.
W mojej opinii komiks jest ciekawą pozycją. Zwłaszcza jeśli
ktoś interesuje się wojskowością i historią II Wojny Światowej. Nie ma tu
trykociarzy, zjawisk nadprzyrodzonych czy kosmitów. Są natomiast brutalne
realia zimowej ofensywy w ZSRR. I garść ciekawostek na temat pracy snajpera.
0 Komentarze