Miałem sobie odpuścić kolekcję „Ciemna strona Marvela”, ale skoro Carrefour obniżył cenę do 19,99 zł za tom, to nie miałem serca. Kupiłem najpierw na próbę trzy zeszyty, przekartkowałem i uznałem, że jest w miarę nieźle. Potem dokupiłem resztę. 200 zł za 10 albumów to cena moim zdaniem przyzwoita. Zwłaszcza, że każdy komiks to około 200 stron lektury. Może i wydane na gorszym papierze, w miękkiej okładce, ale za taką cenę warto.

Brakuje mi takich „zeszytowych”, regularnych wydawnictw. Takiej serii za dwie dychy miesięcznie. Coś na kształt starego „Mega Marvela” od TM-Semic. Zresztą nie kto inny jak sam Arek Wróblewski odpowiada redakcję "Ciemnej strony Marvela" (mam nadzieję, że to nie przypadkowa zbieżność nazwisk). Na razie przeczytałem dwa numery – Venoma i Wolverine. Oba są ok. Na pierwszy ogień biorę Venoma, choć Wolverine, to już inny, cięższy kaliber.

W albumie o Venomie pt. „Przed sądem” dostajemy trzy historie o Eddiem Brocku i jego żywym kostiumie. Wszystkie datowane są na rok 1997. Są to tytułowa „Przed sądem” oraz „Licencja na zabijanie” i „Znak szefa”. Do dwóch pierwszych scenariusz napisał Larry Hama, a ilustracje popełnił Josh Hood (w współpracy z Derec'kiem Aucoin'em). Trzecią opracował Ivan Valez Jr., a grafiką zajął się Tom Derencik.


„Venom” nie jest jakąś wybitnie intelektualną lekturą. To raczej lekkie, rozrywkowe historie. Szufladkuję je na własny użytek z reguły jako klasyczne naparzanki. Opowieści typowe dla lat 90-tych, gdzie bijatyka gra pierwsze skrzypce. Graficznie trochę przerysowane, płaskie, z napakowanymi postaciami, wielkimi giwerami, czasami kulającą perspektywą. Ale ma to swój urok. Zwłaszcza, że w parze z nim idą całkiem znośne pomysły.


No bo zobaczcie sami sami: Eddie Brock (Venom) trafia przed sąd, broni go niejaki Matt Murdock (Daredevil), a świadkiem w sprawie jest Cletus Kasady (Cargane) Co może pójść nie tak? Zwłaszcza, że w całą sprawę wmiesza się jeszcze Peter Parker (Spider-Man). Albo: Venom dostaje od amerykańskiego rządu licencję na zabijanie. Albo: ma chronić skruszonego dyktatora przed potencjalnymi atakami. Gościnnie pojawi w tej historii się Ghost Rider.

To chyba nie będzie niespodzianką [SPOJLER – CZYTASZ DALEJ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ], jeśli napiszę, że za każdym razem skończy się zadymą ;-) Bo gdzie dwóch się bije, tam Venom odgryza głowy. Jest brutalnie, ale i z polotem. Śmieszno i straszno. Generalnie, lekka lektura, może trochę naiwna, ale czarująca – tym niepowtarzalnym urokiem lat 90-tych. Pewnie przemawia przeze mnie nostalgia i może podświadomie oceniam ten komiks także ze względu na jego cenę. Pewnie gdyby ktoś kazał mi wydać na to dzieło 100 zł i zaoferował twardą okładkę, to bym się mocno zastanowił. Ale za 20 zł, czyli równowartość mniej więcej czteropaku piwa, myślę, że to uczciwy układ.