W roku 1962, czyli aż sześć dekad temu, ukazał się pierwszy komiks ze Spider-Manem. Było to dwa lata przed premierą pierwszej płyty Rolling Stonesów, 7 lat przed pierwszą płytą Led Zeppelin, 8 lat przed debiutem Black Sabbath. Kawał czasu, co nie? Czego ludzie wtedy słuchali? ;-) 

Właśnie z reprodukcjami tak starych komiksów startuje wydawnictwo Hachette. W tym tygodniu ukazał się pierwszy numer nowej kolekcji „Marvel Origins”, zawierający debiutanckie odcinki Pajączka publikowane początkowo w „Amazing Fantasy”. W następnych numerach ukaże się Fantastyczna Czwórka, Thor i Hulk.

Album stał się niemałym wydarzeniem w polskim komiksowie. Jedni rzucili się na debiutancki numer z ciekawości, inni ze względu na promocyjną cenę (15 zł), jeszcze inni odpuścili sobie tę ramotkę zastanawiając się, jakim cudem kolekcja przeszła pozytywne testy. Przyznam szczerze, że sam się wahałem, bo jakoś nie pałałem pasją do archiwalnych komiksów przedrukowywanych w WKKM czy dodawanych na ostatnich stronach do WKKDC.  Ale skoro pierwszy numer kosztował grosze, to żal było nie kupić.

Zwłaszcza, że wydawca dorzucił do paczki jeszcze fajny plakat. Kupiłem i przeczytałem. Nie dość, że od deski do deski to jeszcze jak się okazało - z niemałą frajdą. Fajne to! Choć nie ma co ukrywać, że po zgromadzonych tu historiach widać już spory upływ czasu. Przejawia się to nawet nie tyle w samej kresce Steva Ditko (da się przełknąć), co w archaicznej narracji, sztywnej konstrukcji kadrów, naiwnych dialogach i zwrotach akcji. 

Album zawiera historie opublikowane pierwotnie w magazynie „Amazing Fantasy” a następnie w serii „The Amazing Spider Man”. Jest to tak stary materiał, że chyba dla nikogo nie będzie już spojlerem, gdy napiszę, że opowiada on początki Spidera – od momentu, gdy Petera Parkera ugryzł radioaktywny pająk. Pierwsze spotkanie z Fantastyczną Czwórką, Sępem, Doktorem Octopusem, Dr Doomem. Opowiada także o prywatnym życiu Parkera – jego życiu z ciotką May, nauce i pracy w redakcji Daily Bugle. I o krucjacie jaką Jonah Jameson prowadził przeciwko Spiderowi w pierwszych dniach jego działalności. Mimo iż historię tę znamy na pamięć z późniejszych wznowień, to jednak można w tych opowieściach znaleźć sporo fajnych smaczków. Jeśli przymkniemy oko na archaizmy, pochłania się to całkiem dobrze.

Polskie wydanie komiksu zawiera tradycyjnie materiały dodatkowe. Mamy tu przedmowy ważnych szych z wydawnictwa Panini, przedruki oryginalnych okładek, stare strony redakcyjne z archiwalnych magazynów (fan page) i krótkie felietony. Co ciekawe, w stopce redakcyjnej znalazłem nazwisko Arka Wróblewskiego (redaktor prowadzący). To ten sam człowiek, który wprowadzał nas w świat Marvela i DC na łamach „listów do redakcji” w komiksach TM-Semic, a obecnie odpowiadający także za kolekcję komiksów Marvela z Carrefoura.

Przyznam szczerze, że nie mam jeszcze wyrobionego zdania na temat kolejnych numerów. Wydaje mi się, że pewnie po kilka kolejnych sięgnę. Czy będę wchodził w całą kolekcję i zamówię prenumeratę? Na ten moment nie wiem. Jeśli jednak kolejne odcinki dostarczą mi takiej samej frajdy jak Spider, to istnieje takie ryzyko. Wówczas będę musiał kupić kolejną półkę i przekonać żonę, że „te komiksy muszę mieć”.