Do zakupu komiksu „Styks” zachęciło mnie nazwisko Andreasa na okładce. Artysta ten należy do grona moich ulubionych rysowników, a mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie jestem w tym zakresie odosobnionym przypadkiem. Nie czytałem recenzji i zapowiedzi tego albumu. Dodałem go do koszyka i kliknąłem „kupuję”. Wraz z przesyłką przyszło jednak pewne  rozczarowanie. Okazuje się bowiem, że Andreas położył jedynie tusz na rysunki Philippe Foerster'a. To właśnie Foerster jest bowiem scenarzystą i szkicownikiem opowieści o tajemniczym narkotyku i piekle na ziemi.

Jak dowiadujemy się z posłowia komiksu, obaj panowie to kumple ze szkolnej ławki. Pobierali nauki Instytucie Saint-Lue w Brukseli. Obaj założyli wspólnie pracownię, w której tworzyli komiksy i obaj odnoszą się do dzieł przyjaciela w bardzo ciepłych słowach. Do decyzji o stworzeniu wspólnego albumu dojrzewali jednak bardzo długo – aż 20 lat. Ich styl pracy był bowiem zgoła odmienny. Foerster tworzył raczej krótkie historie, podczas gdy Andreas specjalizował się w „tasiemcach” (chociażby „Rork” czy „Koziorożec”). Po stworzeniu streszczenia koledzy zastanawiali się jak ugryźć tę historię. Ostatecznie jednak zapadła decyzja, że napisze i rozplanuje ją Foerster, a Andreas jedynie nałoży tusz. „Albo zajmuję się wszystkim, albo zostawiam wszystko do zrobienia”, powiedział Andreas i oddał palmę scenarzysty Foersterowi.

Napisałem, że spotkało mnie rozczarowanie po odebraniu przesyłki. Była to jednak ocena na wyrost, o czym przekonałem się zanurzając się w lekturze. „Styks” to bowiem całkiem zgrabna historia kryminalna, która niepozbawiona jest elementów fantastycznych czy nawet steampunkowych. Akcja dzieje się podczas drugiej Wojny Światowej w mieście Dock City. Na jego ulicach ktoś rozprowadza groźny narkotyk, który w kilka chwil tworzy z człowieka geniusza. Niestety, efektem ubocznym jest szybka i bolesna śmierć. Głównym bohaterem opowieści jest natomiast Lauren Hardy, detektyw który odbywa służbę na lotniskowcu. W zamian za przeniesienie za biurko ma za zadanie przyjąć zlecenie od burmistrza i pomóc mu odzyskać pewien przedmiot. Jednocześnie zgłasza się do niego młoda dama, która prosi o wyjaśnienie śmierci ojca. Jak się okaże, obie sprawy wiele łączy. 

Akcja komiksu rozwija się w szybkim tempie, a czytelnik nie nudzi się ani przez chwilę. Mamy tu szereg elementów zaczerpniętych z klasycznych kryminałów w stylu noir, ale nie brakuje elementów fantastycznych. Narratorem jest sam bohater, który zajmuje się pracą w kostnicy i rozwiązywaniem obu zagadek. Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, ale występuje w niej wielu bohaterów, z których każdy odgrywa ważną rolę. Przy czym zastrzec należy, że komiks nie jest przewidywalny – autor zaskakuje czytelnika nagłymi zwrotami akcji. Nic tu nie jest takie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Włącznie z zaskakującym finałem historii.

Nie sposób nie napisać kilku zdań o warstwie graficznej komiksu. Szkice wykonał Foerster, którego kreska jest nieco odmienna od Andreasa. Przede wszystkim jest bardziej cartoonowa. Twarze bohaterów są kreskówkowe, ale tło i otoczenie już jak najbardziej realistyczne. Fani Andreasa nie będą jednak zawiedzeni – mamy tu wszystko to, za co cenimy artystę. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na wszelkiej maści budowle, elementy architektury czy wykończenia pomieszczeń (to jego gęste kreskowanie!). W efekcie powstała ciekawa praca łącząca dwa różne style. Nawet jeśli to Foerster wykonał szkice do komiksu, to nawet pobieżne przekartkowanie albumu nie pozostawia złudzeń co do tego, kto postawił kropkę nad „i”. Duch Andreasa i jego wyraźny styl unoszą się nad komiksem nadając temu albumowi wyjątkową formę.

Jeśli podobnie jak ja jesteś fanem komiksów Andreasa, moim zdaniem pozycja ta powinna znaleźć się na Twojej półce.