„Książęta Demony” to nowa seria komiksowa wydana przez Egmont. Za scenariusz odpowiada Jean-David Morvan (znacie go z „Armady”), a rysunki wykonał włoski grafik Paolo Traisci. Komiks jest adaptacją książek autorstwa Jacka Vance'a pod takim samym tytułem. Z książkami nie miałem styczności, a z tego co podpowiada mi Wujek Google, to chyba w ogóle nie zostały wydane w języku polskim. Do komiksu mogę więc podejść z otwartą głową i oceniać go jako niezależną pozycję. 

Książęta Demony #1. Książę Gwiazd. Recenzja komiksu

Głównym bohaterem opowieści jest Kirth Gerson, którego poznajemy jako młodego chłopca. Razem z dziadkiem przeżywają masakrę na ich rodzinnej planecie. Dziadek decyduje się wychować chłopaka na mściciela, który dokona zemsty na bandytach – tytułowych Książętach Demonach. Pierwsze kilka stron albumu wprowadza nas w klimat opowieści.

Później śledzimy już losy dorosłego Kirth'a, który rozpoczyna śledztwo – chce wytropić Attela Malagate'a, lepiej znanego jako Potwór. Trop prowadzi go śladem odkrywców, którzy na zlecenie Potwora poszukują nowych planet. Jeden z poszukiwaczy sprzeciwia się Attelowi, a w wyniku splotu różnych wydarzeń dysk z ważnymi danymi trafia w ręce Kirth'a. Ten próbuje dotrzeć po nitce do kłębka i odnaleźć Demona. Tak w skrócie przedstawia się fabuła pierwszego tomu „Książąt Demonów”.

Nie będę ukrywał, że dałem się kupić nowej serii. Choć wcale nie zaliczam się do fanów „Armady”, której przeczytałem raptem kilka albumów. Podoba mi się klimat i świat przedstawiony w „Książętach Demonach”. Historia zawiera elementy typowe dla space opery, i choć jest to komiks z gatunku science-fiction, to nie brakuje mu cech charakterystycznych dla świata fantasy. Bohater podróżuje między planetami na pokładzie statków kosmicznych, odwiedza ciekawe miejsca, wdaje się w bijatyki a nawet romans. Jeśli lubicie takie klimaty, to nie będziecie zawiedzeni. Dialogi są naturalne, ciekawe i nie pozbawione elementów humorystycznych. Generalnie komiks czyta się bardzo przyjemnie.

Niemała w tym zasługa włoskiego rysownika. Choć to dla niego debiut przy tak dużym projekcie, to z zadaniem poradził sobie bez problemu. Na uwagę zasługują zwłaszcza epickie pejzaże – czy to dziewiczych planet, czy zaawansowanych technologicznie metropolii i statków kosmicznych. Co ciekawe, w komiksie dostajemy nawet sporą rozkładówkę, na której możemy podziwiać kunszt Traisciego. Jeśli chodzi o same postacie, to dominuje tu raczej realistyczna kreska, choć widać w niej lekko cartoonowy sznyt. 

Komiks został wydany w twardej oprawie, a jego cena okładkowa wynosi 60 zł. W przygotowaniu jest już drugi tom serii - „Malagate, zwany Potworem”. Niestety, jak to zazwyczaj bywa w przypadku komiksów frankofońskich, na poznanie całej historii przyjdzie nam zapewne poczekać kilka lat.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.