Joker. Ostatni śmiech. Recenzja komiksu

Joker dowiaduje się, że przed nim ostatnie tygodnie życia. Ma guza mózgu. Postanawia odejść z przytupem i podpalić cały świat. Tak w skrócie przedstawia się fabuła 10 tomu „Superbohaterów i złoczyńców DC” wydanego przez Hachette. Album zawiera historie opublikowane w 2001 r. w ramach mini serii „Joker. Ostatni śmiech”. A na zachętę dostajemy okładkę narysowaną przez Briana Bollanda – faceta, który narysował kultowy „Zabójczy żart”. Brzmi nieźle, co? Jak jest w rzeczywistości? 

Poniżej krótka recenzja.

Joker. Ostatni śmiech. Recenzja komiksu
Joker przebywa w więzieniu dla superłotrów – Slabside. Tam dowiaduje się, że zostało mu już niewiele życia. Organizuje więc ucieczkę, która będzie skutkowała uwolnieniem złoczyńców i totalnym chaosem. Zapanować nad sytuacją spróbują m.in. Nightwing (Dick), Barbara Gordon, Batman oraz Shilo Norman ze swoją partnerką Diną. Dodam, że łotrzy zostali „zdżokeryzowani” więc ich facjaty przypominają morderczego klauna. A w historii pojawia się cała masa superzłoczyńców, a co ciekawe część z nich zadebiutowała właśnie w tym tomie – na potrzeby historii „Joker. Ostatni śmiech”.

Dwa słowa o autorach: opowieść wymyślili Chuck Dixon i Scott Beatty. Z kolei każdą z 6 części historii zilustrował inny artysta - nie będę wymieniał ich tu wszystkich, choć warto podkreślić, że ich styl jest dość spójny i współgra ze scenariuszem. A mówiąc wprost: jest raczej kreskówkowy niż realistyczny. Grube kontury, płaskie kolory, dynamiczne kadrowanie; raczej klasyka niż eksperymenty. Z kolei scenariusz to raczej groteska niż realistyczny komiks dla dojrzałego czytelnika.

Jako, że blog zawiera moje subiektywne opinie - powiem wprost. Komiks mi nie podszedł. Choć jest kilka intrygujących momentów (np. relacja Dicka i Barbary czy finałowa scena z Nightwingiem), to raczej mamy do czynienia z prostą naparzanką. Cały komiks wypełniony jest scenami walki, a na plus zaliczam jedynie fakt, że nie są one przegadane. Jest to dość dynamiczna lektura, którą mimo blisko 240 stron da się zaliczyć w kilkadziesiąt minut.

Nie znam na tyle świata DC żeby napisać, czy jest to kultowa opowieść ze świata Batmana. Do „Zabójczego żartu” wieeeele jej jednak brakuje. Nie ten styl, nie ten klimat. Co ciekawe, posłowie Nicka Jonesa poświęcone jest nie samej historii, ale kultowym okładkom Briana Bollanda. To też moim zdaniem świadczy, o poziomie zaprezentowanej tu opowieści. Moim zdaniem - kiepsko.

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza