Pochyliłem się w końcu nad pierwszym „Epikiem” Spider-Mana. Zbierałem się do tego od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogłem znaleźć odpowiedniej chwili na tak długą lekturę, a dodatkowo czekałem na odpowiednio nostalgiczny nastrój. Bo przecież „Spider-Man Epic Collection #1 – Ostatnie łowy Kravena” to przede wszystkim podróż do przeszłości. Do czasów, gdy co miesiąc biegało się do kiosku z wypiekami na twarzy po nowy numer „Spider-Mana”.
W końcu jednak nadarzyła się okazja – zaraziłem się covidem i ostatni tydzień spędziłem w łóżku. Zacząłem więc nadrabiać komiksowe zaległości. Na pierwszy ogień poszedł właśnie „Epic”.
Historie opublikowane w liczącym ponad 460 stron tomie ukazały się w latach 1986-1987. U nas jest to Epic #1, ale w oryginalnej wersji album oznaczony jest numerem 17. Przedstawione tu wydarzenia rozgrywają się w czasach, gdy Peter Parker szykuje się do ślubu z Mary Jane i chwilę po tym evencie. Cześć z tych historii polscy czytelnicy mieli okazję poznać za sprawą wydawnictwa TM-Semic. Ze zrozumiałych względów w Semikach nie mogły ukazać się wszystkie historie chronologicznie, więc wydawca decydował się na drobne przeskoki fabularne.
W Epicu dostajemy bardziej kompletną historię – włącznie z takimi wydarzeniami, jak śmierć Neda Leedsa, zdemaskowanie Hobgoblina czy wyprawa Spidera i Wolverina do Berlina. Punktem kulminacyjnym wydania jest ślub Petera i Mary. Ale prawdziwą perełką, dobrze znaną już czytelnikom znad Wisły są tytułowe „Ostatnie Łowy Kravena”, wieńczące ten album. O ile we wcześniejszych opowiadaniach ze Spiderem pojawiały się raz lepsze, raz gorsze historie (np. nudna historyjka w Pittsbughu) i mniejsze lub większe głupotki, to „Łowy” są historią dojrzałą, świetnie przemyślaną i ponadczasową. Nie bez powodu zyskały status „kultowych”. O ile się nie mylę, polscy czytelnicy mogli nabyć tę historię już co najmniej dwukrotnie – raz w TM-Semicach, dwa – w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.
Jak wspomniałem na początku „Spider-Man Epic Collection #1 – Ostatnie łowy Kravena” to powrót do przeszłości. Dodam, że bardzo udany. Myślę, że jest to także ciekawa pozycja dla osób z młodszego pokolenia, które chciałyby poznać kultowe historie ze Spiderem. Co prawda lektura części starych zeszytów może nie być lekka zwłaszcza dla zwolenników TL;DR, bo zgodnie z obowiązującymi w latach 80-tych trendami większość kadrów jest zdecydowanie przegadana. Ale ma to też swój urok. Większość zebranych w tym tomie historii zestarzała się jednak całkiem przyzwoicie. Polecam!