Film Ridleya Scotta pod tytułem „Blade Runner” (w polskiej dystrybucji znany jako „Łowca Androidów”) ukazał się blisko cztery dekady temu. Choć początkowo nie zarobił kokosów, to z biegiem czasu zyskał status kultowej produkcji science fiction. W 2017 roku ukazała się jego kontynuacja pod tytułem „Blade Runner 2049”. Pozycja została dość ciepło przyjęta przez krytyków i zebrała niezłe oceny. Teraz, za sprawą wydawnictwa Egmont, dostajemy kolejną opowieść osadzoną w uniwersum humanoidalnych androidów – komiks „Blade Runner 2019”. Jak wypada na tle swoich filmowych poprzedników?

Blade Runner 2019. Recenzja komiksu

Oryginalny „Blade Runner”, który ukazał się w 1982 r., kreślił wizję futurystycznego Los Angeles z roku 2019. Korporacja Tyrella opracowała model androida, który miał wyręczać ludzi w niebezpiecznych pracach na pozaziemskich koloniach (np. wykorzystywano je do prac w kopalniach). Roboty i ludzie żyli obok siebie do momentu, aż wybuchł bunt. Od tej chwili zakazano replikantom przebywania na Ziemi. Wyłapywaniem nielegalnych imigrantów zajmowali się detektywi zwani Blade Runners. Łowcy androidów wysyłali replikantów na „emeryturę”, czyli dokonywali ich eksterminacji. I choć scenariusz wydawał się dość prosty, to jednak poruszał wiele ważnych problemów społecznych i filozoficznych. Skłaniał m.in. ku refleksji na temat tego, czy roboty mogą być bardziej ludzkie od człowieka. Czy mają prawo do spokojnego życia? W drugiej części rozszerzono te wątpliwości o kolejne wątki – m.in. o kwestie posiadania dzieci.

Akcja komiksu „Blade Runner 2019” dzieje się równocześnie do akcji pierwszego filmu, czyli jak sam tytuł wskazuje w 2019 r. Jeszcze przed wydarzeniami, które zmieniły ludzkość, a o których opowiada część druga. Skupia się jednak na innych postaciach. Bohaterką opowieści i tytułową blade runnerką jest detektyw Aahana „Ash” Ashina uznawana za najlepszą łowczynię androidów. Pewnego razu dostaje zlecenie odnalezienia zaginionej córki miliardera, Alexandra Selwyna. W trakcie śledztwa odkrywa, że tak naprawdę nic nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Jej zero-jedynkowa ocena rzeczywistości zostaje poddana próbie. W efekcie zmienia swój stosunek do replikantów, których do tej pory ścigała z taką zajadłością.

Na początku wydawało mi się, że komiks będzie jedynie odcinaniem kuponów od popularnej filmowej marki SF. Po lekturze mogę jednak śmiało stwierdzić, że jest to naprawdę udana pozycja. Scenarzyści – Michael Green i Mike Johnson – przygotowali zgrabną, acz wielowątkową historię, która wciąga już od pierwszych stron komiksu. Zresztą sam M. Green współtworzył przecież filmowy hit z 2017 r., więc zna uniwersum blade runnerów od podszewki. Nawiasem mówiąc, warto wspomnieć, że znajomość obu filmów nie jest konieczna do zrozumienia fabuły komiksu. Historia przedstawiona jest jasno i czytelnie - odnajdą się w niej także osoby, które nie miały jeszcze przyjemności poznać filmowych wersji opowieści o androidach. Jest to porządny thriller osadzony w realiach SF.

Także od strony graficznej komiks prezentuje się świetnie. Rysunki wykonał Andres Guinaldo, a kolory położył Marco Lesko. Grafiki są dokładne i pełne szczegółów. Cieszą oko duże kadry pokazujące epickie sceny SF. Komiks nie jest przeładowany dialogami, rysunki grają ważną rolę, więc mimo tych blisko 350 stron pozycję czyta się lekko i bardzo przyjemnie.

W przyszłym roku Egmont wyda kolejną część historii o Ash – Blade Runnera 2029. Czekamy!