Nie znam uniwersum Star Treka. Miałem z nim styczność tylko kilka razy – oglądając wybrane klasyczne odcinki jako dziecko. A później jako dorosły dałem się na chwilę wciągnąć w pierwszy sezon serii „Discovery”. Nie jestem więc ekspertem, ale zachęcony przedmową Kamila Śmiałkowskiego z komiksu „Rok piąty” zdecydowałem się kupić ten album. Śmiałkowski napisał m.in., że do komiksu można podejść bez dogłębnej znajomości świata Star Treka. Przyznam się też nieśmiało, że skusiła mnie dodatkowo fajna – utrzymana w retro klimacie - okładka :)

Star Trek - Rok piąty. Recenzja komiksu

Bohaterów poznajemy w momencie, gdy powoli dobiega końca ich pięcioletnia misja na statku kosmicznym USS Enterprise. Podróżnicy zajmują się badaniem obcych światów i odrywaniem nowych cywilizacji. Kapitan Kirk i reszta załogi wracają na ziemię, ale na ostatniej prostej czeka ich wiele niebezpieczeństw. Po drodze zabierają na pokład rozbitka – toliańskie dziecko, które może mieć wiedzę na temat masakry na jego rodzinnej planecie. Próby nawiązania kontaktu z obcym i rozwiązania zagadki będą się przewijać przez wszystkie opowieści w albumie. W międzyczasie załoga zawita na kilka innych planet wplątując się w mniejsze lub większe tarapaty. Po drodze poznamy też lepiej charaktery oryginalnych osobowości podróżujących statkiem USS Enterprise. 

Tak w fotograficznym skrócie przedstawia się fabuła komiksu „Star Trek – Rok piąty”. Mimo iż uniwersum Star Treka jest mi raczej obce, to nie czułem się zagubiony podczas lektury. Dostajemy po prostu opowieść SF, którą rzeczywiście można czytać bez znajomości całej serii. Zapewne fani uniwersum znajdą tu sporo smaczków i odniesień do serialu, co będzie dodatkowym atutem. Ja jednak nie byłem w stanie ich wychwycić. 

Momentami komiks czytało mi się ciężko, bo niektóre sceny są w moim odczuciu zbyt przegadane. No, ale może taki jest znak rozpoznawczy serii. Dla porównania komiksy z serii Star Wars wydają mi się „szybsze” i bardziej dynamiczne. Natomiast od strony graficznej album prezentuje przyzwoity poziom. Mimo iż nad rysunkami pracowało kilku artystów, to na pierwszy rzut oka różnice pomiędzy poszczególnymi stylami nie są diametralne. Jest prosto, sterylnie, szczegółowo. Można powiedzieć - klasycznie. Ogląda się to bardzo przyjemnie.

Reasumując, wydaje mi się, że dla fanów uniwersum Star Trek jest to raczej pozycja obowiązkowa. Zresztą to pewnie głównie do nich kierowana będzie ta seria. A dla postronnego czytelnika? Mnie komiks raczej nie porwał i nie jestem pewien czy skuszę się na kolejne tomy.