Dziś piątek, to będzie krótko, bo i tak macie pewnie lepsze rzeczy na głowie niż czytanie moich wypocin ;) Conan „Powrót do Cymerii”. Ależ to opasłe tomisko – blisko 500 stron. Ale czyta i ogląda się to dzieło naprawdę dobrze. Zwłaszcza jeśli jesteście fanem Conana i lubicie te klimaty (ja uwielbiam, choć nie wiem kiedy uda mi się zmęczyć kolekcję Hachette; jestem dopiero na 14 tomie).

Conan Powrót do Cymerii recenzja komiksu

Tym razem komiks został podzielony na trzy części. W pierwszej wracamy do motywu księcia, który z uwagą studiuje Kroniki Nemedyjskie i wybiera opowiadania z różnych etapów życia Conana. Jego zły wezyr Izno… po prostu zły wezyr, nie jest z tego faktu zbyt ukontentowany. Jest tu jednak wszystko to, co lubimy w Conanie – rzeź, wisielczy humor, mordobicia, potwory i piękne kobiety. Trochę to chaotycznie podane, ale jest nieźle.

W drugiej części wracamy do wydarzeń następujących chronologicznie po drugim tomie serii. Jest znacznie ciekawiej, bo domykają się pewne napoczęte wcześniej wątki. Ale dopiero trzecia część, czyli sam powrót do Cymerii to dla mnie perełka. Super opowiedziana i zilustrowana historia. Poznajemy w niej losy dziadka Conana, czyli Connachta. Przeplatają się one z historią barbarzyńcy, który wraca w swoje rodzinne strony. Oczywiście nie może wrócić tak po prostu, od razu wplątuje się w tarapaty. Co ciekawe, w tym opowiadaniu Conan spotyka swoją pierwszą miłość oraz matkę.

Tom, podobnie jak dwa poprzednie trzyma wysoki poziom. Za scenariusz odpowiadają K. Busiek, F. Nicieza i T. Truman. Rysowników jest aż 8, a kolory kładło następnych 6 osób. Na okładce znajduje się już znaczek Marvela, a nie jak poprzednio Dark Horse (zmiana wydawcy). Opasłe tomiszcza z serii Conan są jednak znacznie ciekawsze i trzymają wyższy poziom niż lektura „zeszytówek” o losach tego bohatera wydawanych przez Egmont.

A miało być krótko...