Ósmy tom Storma zawiera w sobie dwa albumy: „Żyjąca planeta” i „Vandaal Niszczyciel”. Za scenariusz odpowiada Martin Lodewijk, który ponownie rzuca bohaterów w pełną zwrotów akcji przygodę na planecie Pandarwii.

Storm tom 8. Żyjąca planeta / Vandaal Niszczyciel. Recenzja komiksu

Przypomnijmy, w poprzednim tomie uciekinierzy wyrwali się z rąk ogarów Marduka i poszybowali w siną dal zarekwirowanym samolotem. Ósmy tom przygód Storma, Rudowłosej i Nomada rozpoczyna się właśnie na pokładzie latającej machiny. Bohaterowie natrafiają na statek karłów, którzy z ochotą zabierają się za rozbieranie samolotu Storma na części. Mogą w swej łaskawości darować bohaterom życie pod warunkiem, że Storm dostarczy im jajo Pandarwii. W ten sposób rozpoczyna się pełna niebezpieczeństw przygoda bohaterów, którzy zdecydują się podjąć szaleńcze wyzwanie i dotrzeć w samo centrum planety. Z kolei w albumie „Vandaal Niszczyciel” Storm, Rudowłosa i Nomad stawią czoło potężnemu wojownikowi, którego jedynym celem jest czynienie chaosu na zdobytych planetach.

Wspomniałem już, że scenarzysta rzuca bohaterów w wir przygód. Tym razem tempo akcji wydaje się jeszcze bardziej szalone niż w poprzednich tomach. Storm i Rudowłosa niemal na każdej stronie mierzą się z niebezpieczeństwami, jakie niesie za sobą pobyt na Pandarwii. Nie sposób przy tym nie wspomnieć o rewelacyjnych ilustracjach Dona Lawrence, który w obu albumach wyraźnie wskoczył na wyższy poziom (o ile to możliwe).

Piękne, całostronicowe, szczegółowe ilustracje, przeplatają się z dynamicznymi, super realistycznymi kadrami akcji. W albumie „Vandaal Niszczyciel” możemy podziwiać widowiskowe starcia potężnych armii, gdzie klimaty fantasy przeplatają się z kadrami rodem z filmów science fiction. Momentami aż żal, że tempo akcji jest takie szybkie, bo chciałoby się dłużej zawiesić oko na rysunkach Brytyjczyka ;)