"Lobo - Portret bękarta" to klasyka gatunku. Zilustrowana przez Simona Bisleya historia ostatniego Czarnianina to opowieść pełna przemocy i absurdalnego humoru. Przedstawione w zbiorczym tomie opowiadania zostały pierwotnie wydane przez TM-Semic ("Ostatni Czarnianin", "Lobo powraca" i "Paramilitarne święta specjalne"). Egmont podał nam to jednak w eleganckiej wersji wydanej w ramach serii "DC Deluxe".



Lobo to chodząca demolka. Każda opowieść sprowadza się w zasadzie do jednej wielkiej rozpierduchy. W pierwszej części Lobo podejmuje się eskorty swojej byłej nauczycielki, która na dodatek napisała niezbyt pochlebną autobiografię Czarnianina. [UWAGA spojler!]. Żeby starsza pani nie uciekła, Lobo postanawia urwać jej nogi. Nikt nie powiedział, że nauczycielka ma dotrzeć w jednym kawałku. Ot, kwintesencja czarnego humoru :) W historii "Lobo powraca" Czaranianin umiera i trafia do piekła, a następnie do nieba. Nigdzie nie może jednak zagrzać miejsca na dłużej. Z kolei w "Paramilitarnych Świętach" Lobo dostaje zlecenie od Króliczka Wielkanocnego, by pozbyć się Mikołaja - Krisa „Miazgi” Miazgowskiego.

Absurd goni absurd, ale komiks czyta się z zapartym tchem. Kawał czystej i brutalnej rozrywki, a na dodatek świetnie zilustrowanej. Kto nie czytał, niech szybko nadrobi zaległości - warto :)